Uznano, że targi będą trwały dalej przez kolejne trzy miesiące. Niczego to nie załatwia, a jedynie naraża na powtórzenie wydarzeń z ostatnich tygodni na początku przyszłego roku. Reakcja rynków jest znamienna. Notowania w USA praktycznie się nie zmieniły. Podobnie w Polsce. Jeśli ktoś liczył na wybuch optymizmu, to zapewne się srodze rozczarował. Pojawia się więc pytanie, co teraz miałoby podtrzymywać chęć do zakupów? No i kto miałby kupować? Skoro zniknął czynnik, który zgodnie był uznawany za czynnik ryzyka obecności na rynku, a rynek ten nie reaguje, to znaczy, że jednak większość uczestników rynku już wcześniej założyła, że nic poważnego się nie stanie. Skoro tak, to nie ma komu się cieszyć, a tym samym nie ma komu kupować. Po drugie, z zakupami może być problem, gdyż poziom optymizmu wśród polskich inwestorów indywidualnych jest mocno wywindowany, na co wskazują najnowsze dane publikowane przez SII. Technicznie sytuacja nie wygląda dramatycznie pod warunkiem, że nie będziemy czynili porównań z ostatnim czerwcem. Skala oddalenia wycen od szczytu nie jest duża i pozostaje nam poczekać na ruch-echo, czyli zwyżkę będącą echem niedawnego silnego wzrostu. Wtedy przekonamy się, na co stać kupujących, i na ile są oni silni.