Sygnały odradzania się inflacji w Wielkiej Brytanii

Co miałoby przekonać Fed, by zwlekał z decyzją? Na co liczą ci, którzy uporczywie odsuwają termin monetarnego zacieśnienia?

Aktualizacja: 06.02.2017 19:31 Publikacja: 02.09.2015 06:00

Damian Rosiński, MPW, Dom Maklerski AFS

Damian Rosiński, MPW, Dom Maklerski AFS

Foto: Archiwum

Opublikowane niedawno doniesienia z Wielkiej Brytanii dotyczące zachowania cen wskazują, że okres spadku inflacji wywołanego załamaniem notowań ropy naftowej i surowców dobiegł końca. Sygnały przyspieszenia inflacji w zbliżonej strukturą i podlegającej tym samym impulsom z polityki pieniężnej brytyjskiej gospodarce mogą stać się ważnym argumentem za szybkim rozpoczęciem podwyżek stóp w USA. Nawet jeśli miałaby ona przyjąć najłagodniejszą możliwą formę, tj. zmianę przedziału wahań stopy funduszy federalnych ustalonego na 0–0,25 proc. na sztywne 0,25 proc.

Choć w lipcu wskaźnik CPI uwzględniający ceny energii i żywności zwiększył się na Wyspach nieznacznie, skoku indeksu z wyłączeniem tych kategorii ignorować nie można. Bazowy CPI wzrósł o 0,4 pkt proc, do 1,2 proc. – wartości obserwowanej ostatni raz w lutym – co było największym „nominalnym" wzrostem dynamiki w tym ujęciu od czerwca 2014 r. Oczekiwano zwyżki do 0,9 proc.

Te same dane za lipiec dla USA nie pokazały (jeszcze?) wzrostu presji inflacyjnej. CPI ogółem wzrósł do 0,2 proc. r./r., a średni poziom cen z wyłączeniem energii i żywności zwiększył się o 1,8 proc. w porównaniu z lipcem 2014 r., czyli tak jak w czerwcu. Taka była również mediana oczekiwań ekonomistów. Podobieństwo gospodarek oraz duża synchronizacja cyklu koniunktury obu krajów dają podstawy, by oczekiwać, że w niedalekiej przyszłości z podobnymi zjawiskami będziemy również mieli do czynienia za oceanem.

Wracając do Wielkiej Brytanii, publikacja wywołała wzrost oczekiwań dotyczących podwyżki stóp procentowych. Ponownie zaczęto dyskontować pierwsze zwiększenie kosztu pieniądza w okolicach przełomu roku, a nie, jak to było wcześniej, dopiero wiosną. W reakcji na publikacje funt zyskał na wartości wobec najważniejszych odpowiedników. Perspektywa wyższych stóp sprzyja wzrostowi popytu na walutę.

Niska, bieżąca dynamika cen to obecnie jedyny racjonalny czynnik, na którym członkowie Federalnego Komitetu Otwartego Rynku (FOMC) mogą opierać tezę o konieczności dalszego utrzymywania historycznie niskich stóp procentowych. Na rynku pracy osiągnięto pełne zatrudnienie – jeden z dwóch statutowych celów amerykańskiego banku centralnego. Dane za sierpień, które Departament Pracy opublikuje jeszcze przed wrześniowym posiedzeniem FOMC, zapewne potwierdzą dalszy wzrost zatrudnienia i najniższe od siedmiu lat bezrobocie.

Co miałoby przekonać Fed, by zwlekać z decyzją? Na co liczą ci, którzy uporczywie odsuwają termin monetarnego zacieśnienia? Ostatnio na wokandzie jest sprawa dewaluacji juana. Bez wątpienia spadek wartości chińskiej waluty jest dla głównych partnerów handlowych Pekinu czynnikiem dezinflacyjnym. Pytanie, czy kilkuprocentowy spadek wartości waluty przy kilkunastoprocentowym udziale danego kraju (USA) w bilateralnej wymianie jest w stanie wpłynąć na losy całej gospodarki, a tym samym zmienić ścieżkę polityki pieniężnej. Wątpliwe.

Natomiast „po drugiej stronie" argumenty są coraz mocniejsze. Brak decyzji o podwyżce we wrześniu odsunie potencjalny ruch stóp na ostatni miesiąc roku (październik, kiedy również odbywa się spotkanie FOMC, jest o tyle mniej sprzyjającym terminem, że nie odbywa się wówczas konferencja prasowa prezes J. Yellen, na której mogłaby ona wyjaśnić ewentualne wątpliwości dziennikarzy). Lecz połowa grudnia (ostatnie w 2015 r. posiedzenie zaplanowane jest na 15–16.12) również nie wydaje się najszczęśliwszym momentem na start cyklu. Jest to okres obniżonej płynności związanej ze świętami Bożego Narodzenia, a taka decyzja, nawet skrupulatnie wcześniej zakomunikowana, może wywołać gwałtowne wahania w notowaniach wszystkich klas aktywów.

Można kontrować, że jeśli Fed dobrze przygotuje rynek na tę zmianę, nie powinno to skutkować drastycznym nasileniem zmienności. Nieco kontrowersyjne wydaje się jednak dokonywanie pierwszego od blisko dekady zacieśnienia polityki pieniężnej w bądź co bądź dość specyficznym okresie roku. Pomijając fakt, że byłby to wątpliwie radosny gwiazdkowy prezent dla inwestorów z rynku akcji i obligacji. Kontynuacja cyklu, czyli potencjalnie druga podwyżka, to zupełnie inna historia.

Inny argument na rzecz scenariusza startu cyklu we wrześniu to zachowanie w ostatnich tygodniach walut krajów, które są najbardziej narażone na wzrost kosztów finansowania w dolarze. Kluczową grupę stanowią tutaj państwa Azji i Ameryki Łacińskiej. Malezyjski ringgit, tajski bat czy indonezyjska rupia, a po drugiej stronie globu kolumbijskie, chilijskie i meksykańskie peso czy brazylijski real tracą, owszem, w dużym stopniu z powodu przeceny na rynku surowców, których w większości są producentami, czy dewaluacji juana obniżającej ich konkurencyjność. Jednak nasilenie spadkowego trendu nastąpiło wcześniej niż decyzja Ludowego Banku Chin, a utrata wartości walut dotyczy również tych krajów, które typowo surowcowe nie są (Korea Południowa, Turcja, Singapur). Jest to dowód na to, że wyprzedaż ropy, miedzi czy aluminium to niejedyny, a nawet nie główny, powód deprecjacji walut emerging markets. A są nim właśnie obawy o kondycję finansową firm i budżetów po podwyżkach stóp i umocnieniu dolara.

Komentarze
W Polsce stopy w dół, w USA nie
Komentarze
Wyczekiwane decyzje RPP
Komentarze
Łapanie oddechu
Komentarze
Indeksy w Warszawie w pogoni za kolejnymi rekordami
Komentarze
Pewne prawidłowości
Komentarze
Wyższy cel?