Od rewolucji na Ukrainie wielu inwestorów zadawało sobie pytanie, co siedzi w umyśle Putina. Odpowiedź na to stara się znaleźć francuski filozof i zarazem dyplomata Michel Eltchaninoff w książce „Co ma Putin w głowie?".
Czytając ją, można się przekonać, jak ważna dla losów świata bywa filozofia. Putin próbuje budować nową państwową ideologię Rosji, uzasadniającą jej imperialne poczynania i „dziejową misję" właśnie filozoficznymi dziełami stosunkowo mało znanych na Zachodzie rosyjskich autorów. Nie bez powodu obdarował on swoich wyższych urzędników i oficjeli z partii Jedna Rosja książkami Sołowiowa, Bierdajewa oraz Iljina. Nie bez powodu umieszcza też cytaty z tych myślicieli w swoich przemówieniach. Putin czerpie pełnymi garściami z ich idei głoszących pochwałę autorytaryzmu i „rosyjskiego świata". Jednocześnie wplata w państwową ideologię wrogą Zachodowi myśl tzw. euroazjatów, a także łączy nostalgię za czasami sowieckimi z tęsknotą za potęgą carskiej Rosji. Pochwała dla Stalina nie kłóci się w tym niezdrowym miszmaszu z hołdami składanymi gen. Denikinowi, a funkcjonariusze Smerszu mogą znaleźć się w panteonie obok prawosławnych mistyków.
Filozofia Putina wciąż jednak ewoluuje – zgodnie z tym, co podsuwają mu do przeczytania jego doradcy. Gdy obejmował władzę nad Rosją, chwalił się swoim uwielbieniem dla Immanuela Kanta oraz liberalizmu gospodarczego. Gdy zaczął wdrażać program imperialny, starał się pozować na konserwatywnego władcę, który mógłby uratować Europę przed niszczącą ją „zginilizną moralną". Wygląda na to, że ta ewolucja ideowa jeszcze się nie skończyła.