2015 r. nie był łatwy dla tych, którzy inwestują na rynku obligacji śmieciowych. Także firmy szukające pieniędzy na tym rynku nie miały łatwego życia. No, ale nie bez powodu o obligacjach z nieinwestycyjnym ratingiem mówi się, że są to papiery wysokiego ryzyka.
Rynek obligacji wysokiego ryzyka od zawsze charakteryzuje się wysoką zmiennością. Jednak to, co działo się w 2015 r., a zwłaszcza w jego II połowie, świadczy o tym, że inwestorzy – a przynajmniej ich część – są coraz bardziej nerwowi. I nie ma co się temu dziwić. Gdy spojrzy się na zimno na rynek, widać przynajmniej trzy powody do wzrostu niepokoju.
Pierwszym są spadające ceny surowców, w tym ropy. Mają one bezpośredni wpływ na kondycję finansową firm wydobywczych. A to one w ostatnich latach emitowały znaczną część długu o nieinwestycyjnym ratingu. Jedni robili to w związku z przejęciami, a inni by uruchomić lub zwiększyć produkcję, w tym zwłaszcza ropy i gazu z łupków i piasków. Gdy cena ropy poszła ostro w dół, naftowi emitenci zaczęli mieć kłopoty z terminowym płaceniem odsetek. Na nieco ponad 100 amerykańskich firm, które od początku roku do połowy grudnia 2015 r. przestały obsługiwać dług, 40 proc. stanowiły spółki związane z sektorem energetycznym, w tym naftowym. Prognozy dotyczące cen ropy są dobre dla konsumentów, ale nadal złe dla producentów, więc posiadacze obligacji śmieciowych naftowych spółek mają się czym martwić.
Drugi powód to systematycznie rosnący odsetek firm, które przestają obsługiwać długi. We wrześniu 2015 r. wynosił on 2,5 proc., podczas gdy rok wcześniej było to 1,6 proc. Według prognoz Standard & Poor's we wrześniu 2016 r. sięgnąć może 3,3 proc. Z kolei analitycy Moody's spodziewają się, że w całym 2016 r. wyniesie około 3 proc. Wzrost jest spory, ale należy pamiętać, że długoterminowa średnia dla rynku junk bonds to 4,6 proc.
Wzrost wskaźnika niepokoi przede wszystkim tych, którzy na rynku obligacji wysokiego ryzyka pojawili się w ostatnich latach, by poszukać wyższej rentowności niż ta, którą z powodu bardzo niskich stóp procentowych banków centralnych dają zarówno papiery firm o inwestycyjnym ratingu, jak i solidne rządowe obligacje. Byli wśród nich także inwestorzy indywidualni, którzy całkiem spore kwoty ulokowali w funduszach inwestujących w obligacje wysokiego ryzyka. Tacy inwestorzy – w tym przede wszystkim inwestorzy indywidualni – jak się w grudniu okazało, nie byli w pełni świadomi ryzyka, jakie podjęli, i na wszelkie negatywne zmiany reagowali bardzo nerwowo.