Pojawiły się kolejne obostrzenia dla sprzedających. To pokazuje dość dokładnie, jaką funkcję zdaniem decydentów ma spełniać w Chinach giełda. Gdy jest źródłem pozytywnych emocji i ceny rosną, władze nie wkraczają, ale gdy ceny spadają, bo wcześniej zostały za bardzo nadmuchane, co tworzy negatywny klimat, władza wkracza i stara się korygować mechanizm rynkowy, co skazuje ją na porażkę. Obstrukcje i hamowanie handlu nie sprawią, że gracze staną się spokojniejsi. Ba, próba ingerencji w rynek może wywołać oczekiwania, że tenże zawsze powinien być „broniony", a zatem mogą pojawić się pretensje, że skutecznie broniony nie jest, co zwiększy niezadowolenie uczestników.

Nasz gracz już raczej nie ma wątpliwości, że rynek musi swoje odchorować. Tym razem dostaje się nam przez Chiny, ale i swoje mamy za uszami. Czynnik polityczny urósł do jednego z kluczowych i niesie z sobą niepewność. To nie sprzyja angażowaniu się w akcje. Skutkiem tego jest kontynuacja trendu spadkowego. Wczoraj kontrakty zanotowały jego nowe minimum. Przypomnę, że miejsca na spadek jeszcze trochę zostało. Okolica 1650 pkt może okazać się kolejnym potencjalnym wsparciem. Może, ale nie musi. W czasie spadków bardziej nas interesują opory. Na razie nie udaje się ich pokonać. Gdy się uda, zaczniemy się zastanawiać, czy dochodzi do zmiany trendu.