Jeszcze na początku piątkowych notowań można było mieć nadzieję, że ostatnią sesję tygodnia uda się zamknąć pozytywnym akcentem. W pierwszej godzinie handlu WIG20 zyskiwał 0,6 proc. i całkiem nieźle prezentował się na tle innych europejskich indeksów. Niestety im dalej w las, tym gorzej.
Wskaźnik 20 największych firma naszego parkietu szybko wrócił w okolice zamknięcia notowań z piątku i tym samym dołączył do europejskich standardów, gdzie również problemem było obranie kierunku. Ten stan utrzymywał się przez kilka godzin. Z racji braku istotnych publikacji makroekonomicznych wiadomo było, że na emocje trzeba będzie czekać do momentu startu notowań na Wall Street. I faktycznie po godzinie 15 w końcu na naszym parkiecie zobaczyliśmy większy ruch. Problem jednak w tym, że do głosu doszły niedźwiedzie. Było to o tyle dziwne, że indeksy amerykańskiej giełdy dzień zaczęły na plusach. Niewykorzystane szanse lubią się jednak mścić. Podaż bezwzględnie wykorzystała bierną postawę byków i WIG20 na godzinę przed zakończeniem handlu zaczął tracić około 0,5 proc. Co ciekawe inne europejskie indeksy pozostały obojętne na to co działo się w Stanach Zjednoczonych.
Nagłe pogorszenie nastrojów sprawiło, że trzeba było się liczyć z zamknięciem notowań pod kreską. I faktycznie tak się stało. WIG20 ostatecznie stracił w piątek 0,2 proc. co stawia go w gronie słabszych rynków europejskich. Udało mu się jednak obronić poziom 2400 pkt. Rozczarowało nie tylko zachowanie indeksów (większą cześć dnia pod kreską spędził też mWIG40 oraz sWIG80), ale także i aktywność inwestorów. Obroty na całym rynku z trudem dobiły do poziomu 600 mln zł, co nie jest zbytnim powodem do zadowolenia.
Bilans całego tygodnia nie jest jeszcze najgorszy. WIG20 stracił jedynie 0,04 proc. Problemem jednak jest to, że poza czwartkiem przez cały tydzień mieliśmy do czynienia z niewielką zmiennością oraz niską aktywności graczy. Nadal więc czekamy na impuls do bardziej zdecydowanego działania i wyraźniejszy trend. Może uda się to znaleźć w przyszłym tygodniu.