Karol Nawrocki wygrał wybory prezydenckie. W odpowiedzi w poniedziałek rano WIG20 spadł na otwarciu o ponad 2 proc. Jak pan widzi tę sytuację? Chciałabym porozmawiać dziś o tym, jakie są reakcje rynków finansowych, jak zareagował na to dług publiczny i koszty jego obsługi. Pierwsza reakcja była nerwowa, ale kurz prawdopodobnie powoli osiada. Czy strach miał wielkie oczy, czy też rynek może już wcześniej zgrał ten temat?
Moim zdaniem rynek nie zgrał wcześniej tematu. Ja zresztą wiele razy mówiłem przed wyborami, że wszystko może się zdarzyć i właśnie się zdarzyło. I jedno, co jest pewne, to naprawdę nie znalazłem na rynku finansowym kogoś, kto mówił, że pan Nawrocki będzie dla rynków, dla gospodarki, dla koniunktury giełdowej lepszy niż pan Trzaskowski. Naprawdę wszyscy mówili, że lepszy będzie Trzaskowski. Ja też tak uważałem. Inaczej mówiąc, gdyby wygrał Trzaskowski, no to moglibyśmy zobaczyć reakcję taką, jaką widzieliśmy w Rumunii, kiedy w ciągu dwóch tygodni indeks rumuński wzrósł o prawie 13 proc. To tak, jakby WIG20 sięgnął 3100 punktów i to byłby plus. A tej reakcji nie było, rzecz jasna. I to już jest minus, prawda? Na początku był prawie 3-procentowy spadek WIG20, bardzo duży, ale natychmiast popyt przystąpił do działania. I ja tak zakładałem, że to będzie tak właśnie wyglądało, że albo to będzie dzisiaj, albo jutro, przy byle jakiej okazji inwestorzy zagraniczni zaczną się wycofywać, bo to oni nakręcili naszą hossę. Proszę zauważyć, że jeżeli chodzi o polskich inwestorów, to do kwietnia były odpływy z funduszy. Dopiero w kwietniu nieśmiało pokazały się napływy do funduszy. Hossę kreowali inwestorzy zagraniczni i oni w dalszym ciągu mają w portfelach mnóstwo naszych akcji, nie wyzbyli się ich. A skoro tak, to gdybym był inwestorem zagranicznym, to co bym robił? Bym usiłował pokazać wszystkim coś, co ja określam mianem znanego powiedzenia „Polacy, nic się nie stało”. Inaczej mówiąc, pokazać siłę rynku, powiedzieć: „właściwie to nic się nie dzieje. Prezydent ma niewielki wpływ na gospodarkę”.
W ciągu ostatnich kilku tygodni pisaliśmy sporo o pakiecie deregulacyjnym, choćby o pakiecie 40 pomysłów formatek deregulacyjnych dla rynku kapitałowego, które zespół SprawdzaMy złoży w rządzie. Prezydent wielkiego wpływu na gospodarkę nie ma, ma inicjatywę ustawodawczą, ale ma też bardzo bolesne dla rządu weto. I stąd moje pytanie, czy sądzi pan, że tutaj ta deregulacja mogłaby się nie udać przez nowego prezydenta, który był kandydatem PiS-u, mimo że obywatelskim?
To jest dobre pytanie. Przy czym nie każda deregulacja rynków finansowych jest korzystna dla obywateli, mówiąc delikatnie. Dlatego jestem bardzo wstrzemięźliwy, jeżeli chodzi o nadmierne rozluźnianie okowów rynków finansowych, bo jak się je za bardzo rozluźni, to później dochodzi do efektu Lehman Brothers z 2008 roku. Ja nie wiem, co zrobi prezydent Nawrocki, jak już osiądzie na swoim krześle prezydenckim, nie wiem, co mu podpowiedzą doradcy, bo przecież sam Nawrocki się kompletnie nie zna na rynku, na rynkach finansowych. W związku z tym to nie będzie jego decyzja, tylko decyzja doradców, bo obietnice wyborcze dla gospodarki są nierealne zupełnie. Obniżenie o 30 proc. kosztów energii? No jakim cudem, jeszcze do tego z węgla polskiego, który jest droższy od węgla kupowanego na antypodach. No więc jeżeli będzie szedł w tym kierunku i wetował absolutnie wszystko, to deregulacyjne pomysły, które będą wymagały ustaw, też padną łupem nowego prezydenta. Ale my tego nie wiemy i nie wie tego również zagranica, dlatego nie ma reakcji. Zanim pan Nawrocki zacznie rządzić jako prezydent, to upłynie cały czerwiec i lipiec. W sierpniu będzie się uczył, więc naprawdę zobaczymy jego działania za trzy miesiące. To dla rynków finansowych jest mnóstwo czasu. Teraz będziemy łapali wszystkie wypowiedzi, jego i nowych pracowników jego kancelarii. Zawsze w takim układzie jak nasz, w czasie pierwszej kadencji prezydent walczy o drugą kadencję. W związku z tym jeśli zastanawiamy się, czy on będzie wszystko od góry do dołu wetował, ja na jego miejscu bym tego nie robił, bo w ten sposób bym utrudnił sobie wybór na drugą kadencję.
Pierwsze opinie, które spływały rano do redakcji, mówiły o tym, że inwestorzy zagraniczni grali na kandydata KO, więc teraz może nastąpić na giełdzie przewaga podaży w obawie przed politycznym impasem na linii prezydent – rząd.
Według mnie zagraniczni inwestorzy to zrobią. Ja wywołałbym efekt „Polacy nic się nie stało”, czyli zaprzeczyłbym negatywnej ocenie tej sytuacji, pokazałbym, że giełda jest silna, indeksy rosną, a to, że został wybrany prezydent, nie ma wielkiego wpływu na gospodarkę, w związku z tym indeksy będą rosły. A gdy takie mniemanie się utrwali, to wtedy dopiero powoli inwestorzy zagraniczni będą sprzedawali akcje. Inaczej mówiąc, zakładam, że koniunktura na giełdzie będzie dużo, dużo gorsza niż za Trzaskowskiego, nie ulega to wątpliwości według mnie, ale zakładam również, że będzie ten podstęp, wywołanie wrażenia, że to jest bez znaczenia, że kurz opadł i teraz można już akcje kupować, a to byłby błąd, bo według mnie zagranica będzie wtedy powoli, powoli się tych akcji pozbywała.
Co pan powie o wzroście kosztów obsługi długu? Czy to nie jest właśnie ten sygnał reakcji inwestorów zagranicznych? Rentowność polskich obligacji wzrosła w poniedziałek o ponad 2 proc. Jesteśmy jednym z krajów o najwyższych rentownościach, Szwajcaria ma 0,13 proc., Niemcy 2,5 proc.
Dyskutowałbym, ponieważ przez prawie cały maj, a wtedy jeszcze Nawrocki nie wygrał, rentowność była wyższa, a dzisiaj to rentowność amerykańskich obligacji od rana rośnie. A gdy rosną rentowności amerykańskie, to zawsze nasze naśladują ten ruch, bo między amerykańskimi a naszymi musi być odpowiedni odstęp. Dlatego co najmniej 1,5 proc. z tego wzrostu to jest wpływ amerykańskich obligacji, a nie Nawrockiego. Także nie zgodziłbym się z tym, że inwestorzy w tej chwili uciekają z polskiego rynku.