Grzegorz Pułkotycki, Starfunds: Warto zachować na rynku ostrożność

Nie przypominam sobie, aby skala niepewności i nieprzewidywalności była tak duża jak obecnie. Inwestorzy są jednak krótkowzroczni i patrzą zero-jedynkowo – mówi Grzegorz Pułkotycki, dyrektor inwestycyjny w Starfunds.

Publikacja: 29.05.2023 18:02

Gościem Przemysława Tychmanowicza w Parkiet TV był Grzegorz Pułkotycki, dyrektor inwestycyjny w Star

Gościem Przemysława Tychmanowicza w Parkiet TV był Grzegorz Pułkotycki, dyrektor inwestycyjny w Starfunds. Fot. mat. prasowe

Foto: parkiet.com

W weekend w Stanach Zjednoczonych w końcu pojawiła się informacja o dogadaniu się stron w sprawie limitu zadłużenia. Czy to wydarzenie zmienia coś w optyce rynkowej?

Była to raczej decyzja spodziewana, aczkolwiek trzeba oczywiście poczekać na jej formalne wdrożenie w życie. Mamy jeszcze głosowanie w Kongresie i Senacie. Samo porozumienie oczywiście eliminuje ryzyka związane z bankructwem Stanów Zjednoczonych. Warto natomiast zagłębić się w treść tego porozumienia, które też ma charakter tymczasowy. Kluczowe jest natomiast to, że demokraci zgodzili się na zamrożenie dyskrecjonalnych wydatków rządu na poziomie z 2023 r. W środowisku inflacyjnym oznacza to ich realny spadek. Jedyny obszar, gdzie te wydatki będą zwiększane, to sektor obronny. W praktyce mamy więc do czynienia z zacieśnianiem polityki fiskalnej.

Zaciskanie polityki fiskalnej, zaciskanie polityki pieniężnej, widmo spowolnienia/recesji. Nie brzmi to jak przepis na byczy scenariusz.

To nie był byczy scenariusz już przez poprzednich kilka kwartałów, a mimo to rynki w październiku wyznaczyły dołki. Recesja też nie występuje wtedy, kiedy wszystkim się wydaje, że ona powinna wystąpić. Być może będzie tak, że jeśli uwierzymy, że recesji nie będzie, a amerykańską gospodarkę czeka co najwyżej miękkie lądowanie, to faktycznie procesy mające długotrwały charakter zaczną się uwidaczniać. Obecny cykl też nie jest typowym cyklem. Jego końcowa faza ma charakter inflacyjny, gdzie pewnych rzeczy nie widać tak dokładnie, jak to się dzieje w sytuacji zakończenia cyklu w warunkach relatywnie niskiej inflacji. Dopóki więc w przypadku gospodarki amerykańskiej nie zobaczymy wyraźniejszego hamowania na rynku pracy, to wciąż gospodarka ma szansę balansować na granicy wzrostu i spowolnienia. Przekładając to na rynek, my dzisiaj jesteśmy bardziej ostrożni, niż wierzymy w byczy scenariusz.

To samo dotyczy rynków europejskich? Indeksy albo są blisko historycznych szczytów, albo je przebijają.

Obecna sytuacja to zupełne odwrócenie tego, z czym mieliśmy do czynienia jeszcze kilkanaście miesięcy temu. Inwestorzy są krótkowzroczni. Patrzą na rynki zero-jedynkowo. Natomiast trzeba mieć na uwadze, że rynki stały się bardzo nieprzewidywalne w ostatnich latach. Dzisiaj ta skala nieprzewidywalności i to, jak mocno perspektywy gospodarcze są zasnute mgłą niepewności, są ewenementem. Ja sobie takich czasów nie przypominam. We wszystkich rynkowych rozważaniach warto natomiast zwrócić uwagę na jeden istotny aspekt. O ile jeszcze jakąś dekadę temu alternatywy inwestycyjne były kiepskiej „jakości”, o tyle dzisiaj pozostawanie w sferze niepewności nie musi oznaczać realnych strat i braku szansy na zarobek. Te alternatywy w postaci ekwiwalentu gotówki powodują, że można się na rynku odnaleźć.

Musimy oczywiście poruszyć też wątek naszego parkietu. WIG20 nadludzkim wysiłkiem dobił do 2000 pkt, natomiast imponują siłą małe i średnie spółki. sWIG80 jest blisko historycznego szczytu. Jego przebicie jest kwestią czasu? Czy w ogóle ten ruch ma uzasadnienie fundamentalne?

Patrząc na to, że polska gospodarka od końca 2019 r. w gronie krajów Unii Europejskiej rosła najbardziej dynamicznie, to relatywna siła indeksu sWIG80 nie powinna dziwić. Mniejsze spółki są bardziej cykliczne i wrażliwe na cykl koniunkturalny. Oczywiście jest pytanie, co dalej? Patrząc na zachowanie naszego indeksu warto natomiast też zwrócić uwagę, jak duży udział w tym miało widziane w ostatnich miesiącach umocnienie złotego względem dolara. Druga istotna kwestia to pytanie o to, czy w naszym otoczeniu, fundamentach polskiej gospodarki i rynku wydarzyło się coś, co powodowałoby wyrwanie się z relatywnej słabości Polski względem innych rynków, którą widzieliśmy przez lata. Przyznam szczerze, że o ile jeszcze kilka miesięcy temu dość sceptycznie podchodziłem do polskiego rynku, bo właściwie nic poza niskimi wycenami go nie broniło, o tyle teraz można przynajmniej mieć nadzieję, że oprócz wycen, które na tle globalnego rynku akcji są wciąż atrakcyjne, to kwestie przepływów, czyli chociażby pojawiania się większych napływów z PPK czy też procesy przenoszenia części produkcji z krajów azjatyckich do Polski, mogą powodować, że w długim terminie pewne negatywne tendencje się odwrócą. Te procesy też jednak wymagają czasu. Byłbym więc bardzo ostrożny z forsowaniem tezy, że spowolnienie gospodarcze, które wyraźnie widzieliśmy szczególnie w końcówce ubiegłego roku, już dobiega końca i teraz czeka nas okres wysokiego wzrostu gospodarczego uzasadniający dalszą silną hossę małych spółek. Mam więc bardziej neutralne nastawienie do tych firm.

Historyczne stopy zwrotu zaczynają jednak działać na wyobraźnie inwestorów. Przyciągnie to kapitał do funduszy akcji? Ożywi inwestorów indywidualnych?

Faktem jest, że przepływy w TFI są bardzo mocno związane z historyczną stopą zwrotu. Ta powinna być coraz bardziej atrakcyjna. Uważam jednak, że skłonność inwestorów do angażowania się w strategie akcyjne w dużej mierze będzie uzależniona od ogólnego otoczenia gospodarczego.

Inwestycje
Emil Łobodziński, BM PKO BP: Na giełdach nie dzieje się nic złego
Inwestycje
Niemiecki DAX wraca do walki o 18 000 pkt
Inwestycje
Uspokojenie nastrojów sprzyja korekcie spadkowej na rynku ropy naftowej
Inwestycje
Michał Stajniak, XTB: Kakao na ścieżce złota, szuka rekordów
Inwestycje
Łańcuch wartości i jego rola w badaniu istotności
Inwestycje
Ujawnienia w ESRS dotyczące łańcucha wartości