Rynek walutowy smagany przez burze

Kryzys zadłużeniowy znowu osłabia euro. Wcześniej ilościowe rozluźnianie polityki pieniężnej przez amerykański Fed uderzało w dolara, a wiele rządów próbowało zahamować aprecjację swoich walut. Jak będzie w nadchodzących miesiącach?

Publikacja: 01.12.2010 09:58

Rynek walutowy smagany przez burze

Foto: GG Parkiet

Mijający rok był na rynkach walutowych bardzo burzliwy. Pierwszy i drugi kwartał zostały zdominowane przez kryzys zadłużeniowy w Europie. To spowodowało osłabienie euro oraz wzmocnienie dolara, jena i franka szwajcarskiego. Analitycy zastanawiali się, kiedy europejska waluta osiągnie parytet z amerykańską. Prasa rozpisywała się zaś o spisku funduszy hedgingowych z USA zmierzającym do osłabienia eurolandu. W czerwcu euro było najsłabsze w całej swej historii. Płacono za nie nawet 1,1876 USD.

[srodtytul]Rozejm w wojnie walutowej[/srodtytul]

Parytet nie został jednak osiągnięty, a zaczął się osłabiać dolar. Pakiet pomocowy dla Grecji uspokoił inwestorów na kilka miesięcy, a Fed zaczął dawać sygnały, że zdecyduje się na kolejną rundę ilościowego luzowania polityki pieniężnej (quantitative easing lub w skrócie QE), czyli de facto drukowania dolara. Mimo że Rezerwa Federalna rozpoczęła QE dopiero w listopadzie, inwestorzy dali się ponieść nastrojom dużo wcześniej. Tak więc od września do końca pierwszego tygodnia listopada dolar osłabił się o 10,9 proc. wobec euro i przejściowo zrównał się z dolarami kanadyjskim i australijskim.

Zyskiwały również waluty wschodzących gospo­darek, np. brazylijski real wzrósł w tym czasie wobec dolara amerykańskiego o 4,3 proc., a indyjska rupia o 5,7 proc. Rządy i banki centralne państw rozwijających się zaczęły narzekać, że ich waluty zbytnio się umacniają, co szkodzi eksporterom. Niektóre z tych państw zdecydowały się interweniować na rynku. Jednostronne interwencje przeprowadziły m.in. Japonia i Korea Płd. Eksperci wskazywali, że światu grozi wojna walutowa, czyli ciąg takich nieskoordynowanych interwencji oraz nasilenie protekcjonizmu. Spory te zostały przerwane przez nasilenie się kryzysu w Europie Zachodniej.

Euro osłabiło się w listopadzie wobec amerykańskiej waluty do najniższego poziomu od ostatnich tygodni września. Za unijną walutę płacono wczoraj 1,3089 USD. Wielu analityków spodziewa się, że unijna waluta może w nadchodzących miesiącach zniżkować jeszcze bardziej. – Duży wzrost rentowności rządowych obligacji państw z obrzeża strefy euro nie miał jak na razie tak dużego wpływu na kurs euro, jak można było się spodziewać. To może się jednak zmienić z kilku powodów.

Pojawiają się już obawy, że kryzys zadłużeniowy w Europie okaże się zbyt duży, by szybko go powstrzymać. Chęć Niemców do ratowania finansów innych państw eurolandu się zmniejsza. Europejski Bank Centralny opóźni wobec tego odejście od stymulacji gospodarki. Może nawet porzucić swoją dotychczasową wrogość wobec ilościowego rozluźniania polityki monetarnej. Nawet jeśli tego nie zrobi, inwestorzy nie będą się spodziewali, że EBC szybko podwyższy stopy procentowe. Ich przewidywania dodatkowo osłabią więc euro. Ogólnie możemy spodziewać się spadku apetytu inwestorów na ryzyko, co uderzy w europejską walutę – mówi „Parkietowi” John Higgins, ekonomista z firmy badawczej Capital Economics.

Niektórzy eksperci oczekują jednak, że europejski kryzys będzie tracił na intensywności, a w związku z tym osłabi się dolar. – W pierwszej połowie roku, wraz z oczekiwanym osłabieniem obaw o utrzymanie płynności krajów strefy euro, kurs ten powinien wykazać tendencję do wzrostu w kierunku 1,38 dolara – napisał Łukasz Tarnawa, główny ekonomista PKO BP.

[srodtytul]Rynki wschodzące traciły[/srodtytul]

Waluty państw rozwijających się również dotykała w tym roku huśtawka nastrojów. Dotyczyło to m.in. walut państw z naszego regionu. W maju i czerwcu korona czeska oraz węgierski forint traciły odpowiednio 17,1 proc. oraz 9,6 proc. wobec dolara. Wpływ na to miał nie tylko kryzys w strefie euro, ale również niektóre działania rządu Węgier (np. straszenie rynków, że Węgry będą drugą Grecją). Między początkiem września a listopadem forint zyskał 13,7 proc., a korona 9,3 proc. Było to związane z napływem kapitału spekulacyjnego na rynki wschodzące wywołanym QE. Od początku listopada, wraz z nasileniem kryzysu w Europie, trend zmienił się jednak. Czeska waluta straciła około 6 proc. a węgierska prawie 9 proc.

Co będzie dalej? Analitycy wskazują, że waluty państw naszego regionu mogą znowu zyskiwać, jeśli wśród inwestorów wzrośnie apetyt na ryzyko. Wiedeński Instytut Międzynarodowych Finansów (IIF) przewiduje, że w 2011 r. na rynki wschodzące napłynie 833 mld USD, gdy w 2010 r. 825 mld USD, a w 2009 r. 581 mld USD. Większość z tych środków trafi do azjatyckich gospodarek, ale do Europy Środkowo-Wschodniej napłynie 230 mld USD, gdy w 2011 r. trafiło do regionu 183 mld USD.

Taki napływ będzie raczej się wiązał z aprecjacją miejscowych walut, zwłaszcza jeśli w wyniku QE osłabi się dolar. – Pieniądze mogą znowu napływać do Europy Środkowo-Wschodniej, gdyż region ten może się prezentować atrakcyjnie na tle pogrążonej w kryzysie strefy euro czy USA, w których wzrost gospodarczy może rozczarować – przyznaje w rozmowie z „Parkietem” Timothy Ash, główny strateg ds. rynków wschodzących w Royal Bank of Scotland.

Inwestycje
Trzy warstwy regulacji
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Inwestycje
Jak przeprowadzić spółkę przez spór korporacyjny?
Inwestycje
Porozumienia akcjonariuszy w spółkach publicznych
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Inwestycje
Unikanie sporów potransakcyjnych