Ujmując sprawę najprościej, crowdfunding udziałowy to publiczna emisja akcji kierowana głównie do inwestorów indywidualnych, nie wymaga prospektu emisyjnego ani memorandum inwestycyjnego, co wynika z ogólnoeuropejskiej regulacji. Brak wymogów informacyjnych pociąga za sobą ograniczenie wielkości środków, które można pozyskać w ramach takiej akcji – jest to maksymalnie 1 mln euro.
W praktyce wygląda to mniej więcej tak, że zazwyczaj niewielka firma (startup), która szuka kapitału na rozwój, zwraca się do dedykowanej platformy (jak np. Beesfund) z chęcią przeprowadzenia emisji. Władze platformy oceniają potencjał projektu i na tej podstawie decydują, czy akcje zostaną zaoferowane inwestorom. Jeśli tak, to platforma wchodzi w rolę organizatora emisji i kojarzy emitenta z inwestorami. Za wpłacone środki ci ostatni dostają akcje i przysługujące im z tego tytułu prawa, jak prawo do dywidendy i głosu na walnym zgromadzeniu. Zaznaczmy tutaj od razu, że akcje te nie trafiają do publicznego obrotu, czyli nie są notowane na takim rynku jak GPW czy NewConnect.
Jak widać proces pozyskiwania środków jest zbliżony do tego giełdowego. Sami organizatorzy tego typu zbiórek mówią, że equity crowdfunding to swego rodzaju preIPO. Firma pozyskuje kapitał, społeczność inwestorów, przekształca się w formę akcyjną lub komandytowo-akcyjną, a więc podejmuje pierwsze kroki przygotowujące do wejścia na rynek publiczny. Do tego ostatniego droga jednak daleka, bo mówimy raczej o niewielkich spółkach na wczesnym etapie rozwoju.
Zaletą tego rozwiązania jest niewątpliwie prostota i relatywna szybkość, zarówno po stronie emitenta, jak i inwestora. Ten pierwszy nie musi przygotowywać opasłych dokumentów informacyjnych (prospekt lub memorandum), a drugi musi tylko zarejestrować się na platformie i może kupować akcje, jak towar w e-sklepie. Jeśli więc ktoś wierzy w jakiś raczkujący biznes, to może bez problemu zaangażować w niego swój kapitał. Trzeba jednak pamiętać o kilku ważnych czynnikach ryzyka, które towarzyszą tego typu inwestycji.
Po pierwsze – brak wymogów informacyjnych sprawia, że inwestor może nie być w stanie obiektywnie i należycie ocenić kondycji emitenta. Trzeba więc liczyć się z tym, że może to być zakup kota w worku. Zresztą sami właściciele platform podkreślają, że equity crowdfunding należy traktować jako inwestycje wysokiego ryzyka.