Bartosz Urbaniak, BNP Paribas: Złej jakości zboże z Ukrainy to demagogia

Dopłaty Komisji trzeba traktować jako narzędzie polityczne, które ma łagodzić utratę dochodów rolniczych. Ale tego typu pieniądze nie są w stanie wpłynąć na rynek zbóż – mówi Bartosz Urbaniak, szef bankowości agro na Europę Środkowo-Wschodnią w BNP Paribas.

Publikacja: 03.04.2023 18:23

Gościem Aleksandry Ptak-Iglewskiej był Bartosz Urbaniak, szef bankowości agro na Europę Środkowo-Wsc

Gościem Aleksandry Ptak-Iglewskiej był Bartosz Urbaniak, szef bankowości agro na Europę Środkowo-Wschodnią i Afrykę w BNP Paribas.

Foto: Parkiet TV

Kryzys zbożowy trwa, napięcie wśród rolników nie spada mimo rozmów z resortem rolnictwa, Komisja Europejska nieco zdziwiona nawet podwyższyła ostatnio wsparcie dla rolników, a pięć krajów regionu, w tym Polska, zażądało, by Bruksela odkupiła ich zboże na cele humanitarne. Nikt nie ma sobie nic do zarzucenia – kryzys trwa. Na czym polega dziś ten kryzys z punktu widzenia banku?

Na ten kryzys nałożyło się kilka problemów. Gdy pozwolono na uproszczone procedury przyjazdu zboża, głównie przez Polskę, nie działał wtedy jeszcze szlak przez Morze Czarne. A potem wydarzyło się kilka rzeczy – powtórnie otworzono korytarz odeski, ale zboże nadal jechało też przez polskie przejścia kolejowe. Kolejne sprawy są oczywiste i dość niedoceniane – w Europie był dobry sezon dla produkcji zbóż, a wchodziliśmy w sezon i na poziomie Europy i Polski z dość dużymi zapasami.

Czym są duże zapasy?

Tuż przed rozpoczęciem wojny w Polsce było ok. 3 mln ton zbóż, teraz mamy w magazynach 7 mln ton. To jednak bardzo dużo. Pszenicy mamy ok 3,2 mln ton, kukurydzy 3,7 mln ton. Produkcja zboża w Polsce bardzo się udała, podobnie w Europie, więc eksport z Polski był dużo niższy niż przed rokiem. Gdy patrzymy na dokumenty, ile tego zboża wjechało więcej do Polski w porównaniu z poprzednim sezonem – wychodzi ok. pół mln ton. To w ogóle nie powinno wywołać tego rezultatu, który tak bardzo gniewa polskich rolników, sam import prawdopodobnie nie wywołałby takich rezultatów. Jednak metoda poszukiwania najprostszych rozwiązań powoduje, że komisarz rolnictwa został obrzucony jajkami.

UE proponuje Polsce 29,5 mln euro, polski rząd może tę kwotę zdublować, w piątek nieoficjalnie komisja wypuściła sygnał o drugiej transzy, 70 mln euro do podziału na kilka krajów. Czy dopłaty mogą pomóc?

Myślę, że te dopłaty trzeba traktować jako narzędzie polityczne, które ma łagodzić utratę dochodów rolniczych. Ale tego typu pieniądze nie są w stanie wpłynąć na rynek zbóż.

Ten jest rynkiem globalnym, o olbrzymiej ilości obrotów, tam nie da się przeprowadzić interwencji przy pomocy kwot liczonych w milionach złotych. Od miesięcy widzimy, że ceny zbóż są w mocnej relacji do ceny ropy naftowej na giełdach. Mówimy o cenach kreowanych na rynku globalnym przy pomocy najcięższych grup towarowych. Wiemy, jak wygląda próba wpływu mocarstw na rynek ropy naftowej.

Trzeba by porównywalnych zabiegów, by teraz wpłynąć na rynek zbóż, a cena polskiej pszenicy w 93 proc. jest opisywana ceną pszenicy na rynkach światowych. Realnie jesteśmy biorcą ceny z rynku globalnego. Ceny ropy naftowej, a gdy cena baryłki ropy spada, to spada zboże.

Czy dla ukraińskiej strony ten transport drogą lądową jest tak istotny? Relacje polskich rolników ze światową polityką najbardziej popsuło zboże wjeżdżające do nas lądem.

Nie ma większego znaczenia, czy sprzedaliśmy za granicę zboże ukraińskie, czy polskie. Pytanie brzmi, czy sprzedaliśmy odpowiednio dużo zboża z Polski. A tego nie wyjechało z naszego kraju tyle, ile wcześniej. Czy zboże z Ukrainy zostało potem sprzedane do Niemiec, czy załadowane na statek w Szczecinie, rezultat jest ten sam, bo liczymy sumę zboża w Polsce.

Komisja Europejska ma więc jakąś racjonalność w ocenie tej sytuacji, bo finalnie chodzi o to, by taka ilość zboża, jaka wjechała do Polski, również z niej wyjechała. Ale dodatkowo – na Podkarpaciu jest niewiele magazynów zbożowych. A zboże trafiało do najbliższych magazynów, by nie płacić za transport. Powierzchowne wrażenie polega też na tym, że wszyscy mają rację, bo rolnicy twierdzą, że tam leży ukraińskie zboże – i faktycznie leży.

Rolnicy skarżą się, że wjeżdża do nas zboże techniczne, gorszej jakości i psuje rynek.

Argument, że importowane zboże jest gorszej jakości, to delikatnie mówiąc, demagogia. Zboże z Ukrainy jest w ogóle dość dobrej jakości, bo warunki ukraińskie są dobre, to czarnoziemy.

Czy ten korytarz pomaga Ukrainie?

Na początku wojny były szanse, że zostanie wywiezione 15 proc. zboża zalegającego w Ukrainie, a wywieziono ponad 80 proc. Czyli korytarz pomógł, ale warto wiedzieć, że Ukraińcy nie zawsze dostają za swoje zboże światową cenę i nie sprzedają tym kupcom, którym sprzedawali w poprzednich latach. Sposób zarządzania zgodą na korytarz na Morzu Czarnym przez Rosjan jest taki, że celowo destabilizują warunki transportu zboża przez morze, tak że Ukraińcy nigdy nie są w stanie spełnić warunków stabilności dostaw i ilości dostaw, które ogłaszają afrykańskie rządy, a to duże zakupy, najczęściej Egipt czy Tunezja chcą kupić po kilka statków zboża. Większość ukraińskiego zboża kupiły głównie Chiny, Hiszpania i Turcja.

Czego się spodziewacie po rozwoju Inicjatywy Zbożowej?

Sądzimy, że Rosjanie będą się zgadzali na funkcjonowanie wywozu zboża z Ukrainy, bo jeśli go nie będzie, to opinia publiczna nie pozwoli im na wywóz ich zboża. By nie dostać więc embarga na eksport żywności, pozwolą na działanie tej umowy. Będą chcieli mieć większy wpływ i bardziej zarządzać ceną zboża niż wcześniej.

Handel i konsumpcja
Trigon DM wyżej ceni Dadelo
Handel i konsumpcja
Choć szara strefa się kurczy, to rośnie nielegalna sprzedaż alkoholu
Handel i konsumpcja
1000 osób do zwolnienia w Eurocashu
Handel i konsumpcja
Sklepy ostro walczą na ceny, a te będą znowu szybciej rosnąć
Handel i konsumpcja
Eurocash wyraźnie słabnie po wynikach
Handel i konsumpcja
Wittchen zarobił mniej, ale dywidenda w górę