Celem emisji jest wypełnienie postanowień porozumienia Sfinksa z bankami – wierzycielami spółki. Zgodnie z nimi część długu zostanie spłacona gotówką pozyskaną z emisji akcji serii J (oferowanych jest ok. 14,9 mln papierów po 5,65 zł każdy), a część zamieniona na walory spółki. Żeby porozumienie weszło w życie, Sfinks musi pozyskać przynajmniej ok. 40 mln zł. – Z moich informacji wynika, że ten próg na pewno uda się przekroczyć – mówi osoba zbliżona do zarządu Sfinksa.

Gwarantem wejścia w życie porozumienia z bankami jest Sylwester Cacek, członek rady nadzorczej spółki. Zapowiadał on, że jest gotów pomóc w domknięciu oferty publicznej, nawet gdyby musiał uczestniczyć samodzielnie w subskrybcji. Wczoraj odmówił odpowiedzi na pytanie, na ile walorów się zapisał. Z naszych informacji wynika, że do tej pory przeznaczył na nie ok. 10 mln zł.

– Emisja zapewne się uda, ale raczej w stopniu minimalnym, tzn. Sfinks zbierze z rynku ponad 40 mln zł, bo objęcie akcji za taką kwotę zagwarantował Sylwester Cacek. Może być jednak ciężko z osiągnięciem kolejnego progu 75 mln zł, co pozwoliłoby na całkowite oddłużenie spółki i zabezpieczyło środki na inwestycje – twierdzi Łukasz Wachełko, analityk Deutsche Banku. – Co prawda kurs ostatnio urósł do poziomu ceny emisyjnej, ale nadal jest ona relatywnie wysoka. Strategia spółki zawiera zbyt wiele niewiadomych, a inwestorzy są teraz bardzo ostrożni w związku z kolejnymi doniesieniami o sytuacji w Grecji – argumentuje Wachełko. Wczoraj za walory Sfinksa płacono po 5,35 zł.