Na początku trzeba zaznaczyć, że recesja z początku lat 90. była najpłytszą w okresie powojennym. Dodatkowo jej wpływ na Europę był znacznie zniekształcony przez proces połączenia Niemiec Zachodnich i Wschodnich, co wpłynęło stymulująco nie tylko na same Niemcy, ale również na inne gospodarki europejskie. Jeżeli obecne załamanie gospodarki amerykańskiej nie skończy się na dwóch, trzech kwartałach umiarkowanego spadku, to można sądzić, że Europy Zachodniej nie ominie recesja. Co więcej, z powodu czynników opisanych poniżej, negatywny wpływ USA może być większy, niż się powszechnie sądzi. Istnieją dwa podstawowe kanały transmisji wahań i zaburzeń gospodarczych (zazwyczaj koniunkturalnych) pomiędzy krajami. Są to powiązania handlowe i powiązania poprzez rynki finansowe. Można jeszcze dodatkowo uwzględnić czynnik psychologiczny, jakim jest przenoszenie się nastrojów konsumentów i poziomu optymizmu w biznesie.
Jak zaznaczono wyżej, powiązania handlowe pomiędzy Europą i Stanami Zjednoczonymi nie są zbyt intensywne. Tak niewielki udział eksportu w dochodzie narodowym krajów strefy euro nie zagraża bezpośrednio przeniesieniem się recesji na nasz kontynent. Co jest równie ważne, handel pomiędzy krajami rozwiniętymi w okresie ostatnich dwudziestu pięciu lat tylko nieznacznie się zintensyfikował. Średni udział eksportu i importu w ramach krajów najbardziej uprzemysłowionych G7 do ich dochodu narodowego w tym okresie zwiększył się jedynie o około 2 pkt. proc. Powiązania handlowe w przypadku USA i Europy Zachodniej nie mają fundamentalnego znaczenia przy transmisji recesji. Symulacje przeprowadzone na modelach multigospodarczych wskazują, że nawet w przypadku intensywniejszych powiązań handlowych one same nie wystarczą, aby w sposób statystycznie istotny wytłumaczyć korelację pomiędzy zmianami PKB powiązanych krajów.
Drugim kanałem transmisji recesji są rynki finansowe. W tym przypadku powiązania międzynarodowe w ostatnim okresie, głównie dzięki technologicznemu postępowi i liberalizacji rynków finansowych, znacznie wzrosły. Aktywa i zobowiązania zagraniczne rezydentów krajów rozwiniętych w ciągu ostatnich dwudziestu lat zwiększyły się ponaddwukrotnie, licząc je jako procent PKB tych krajów. Szczególne przyspieszenie przypadło na lata 90. Przykładowo, w Niemczech udział aktywów i pasywów zagranicznych w PKB tego kraju wzrósł z 60% w 1980 roku do 200% w 2000 roku, we Włoszech z 60% do 160%, w Wielkiej Brytanii z 200% do 640%, w Stanach Zjednoczonych z 40% do 200%. Nierezydenci z krajów G7 na przestrzeni ostatnich lat prawie trzykrotnie zwiększyli wartość posiadanych przez siebie amerykańskich aktywów. W 1994 roku inwestycje krajów G7 w akcje amerykańskich przedsiębiorstw wynosiły około 6% PKB USA, obligacje 9%, a inwestycje bezpośrednie 11%. W 2000 roku było to odpowiednio 17%, 21% i 28% PKB Stanów Zjednoczonych. Są to liczby bardzo poważne, które wskazują, że m.in. Europa jest obecnie znacznie bardziej uzależniona od koniunktury na rynkach finansowych w USA niż w przypadku wcześniejszych recesji. Również firmy pogłębiły proces internacjonalizacji i dywersyfikacji geograficznej, uzależniając coraz bardziej swoje wyniki od koniunktury na innych rynkach. W ostatniej dekadzie, w mniejszym lub większym zakresie, wzrosło znaczenie filii zagranicznych. Proces internacjonalizacji jest najbardziej posunięty w przypadku firm europejskich, w mniejszym zakresie dotyczy to przedsiębiorstw amerykańskich i japońskich. Proces ten, który głównie opiera się ekspansji poprzez przejęcia i fuzje, staje się powoli alternatywą wobec międzynarodowej wymiany handlowej. Jakiekolwiek szoki i negatywne impulsy zagraniczne, które nie są przenoszone poprzez powiązania handlowe, mogą wpływać na wewnętrzną koniunkturę poprzez przychody i zyski zagranicznych filii.
Warte odrębnego potraktowania są rynki akcji. Według obliczeń MFW, korelacja pomiędzy stopami zwrotu z akcji w krajach G7 w ostatnich latach znacznie się zwiększyła. Przykładowo, w 1983 roku korelacja pomiędzy stopą zwrotu z akcji w Niemczech a średnią ważoną stopy zwrotu z akcji notowanych na giełdach pozostałych państw G7 wzrosła z 43% do 65%. Nawiasem mówiąc, nie potrzeba obliczeń statystycznych, żeby zauważyć, że od początku roku S&P500 stracił 25%, DAX - 22%, francuski CAC40 - 28%, a angielski FT-SE - 18%.
Najmniej systematycznym kanałem transmisji niepokojów gospodarczych są nastroje konsumentów i poziom optymizmu w biznesie. Te subiektywne kategorie, wyrażające pogląd konsumentów i podmiotów gospodarczych na temat bieżącej sytuacji ekonomicznej i perspektyw, w ostatnich latach zyskały na znaczeniu, prawdopodobnie wskutek opisanych wyżej coraz ściślejszych powiązań na rynkach finansowych. Przykładowo, według MFW, w ostatnich dwóch latach prawie dwukrotnie, do ponad 50%, zwiększyła się korelacja pomiędzy biznesowymi wskaźnikami nastroju w USA i UE (UE jest opóźniona o dwa kwartały). Wskaźniki te mogą pośrednio wpływać na sferę realną w gospodarce poprzez takie kategorie, jak, na przykład, skłonność do konsumpcji.
W przypadku poprzednich recesji, szczególnie w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych, chociaż kanały transmisji poprzez rynki finansowe były znacznie węższe i płytsze, dochodziło do synchronizacji i przenoszenia negatywnych impulsów. Rosnące powiązania pomiędzy rynkami finansowymi, które szczególnie nasiliły się w ostatnich latach, prawdopodobnie zwiększyły korelację pomiędzy zmianami dochodu najbardziej rozwiniętych państw świata. Taka internacjonalizacja rynków finansowych niesie ze sobą jeszcze jedną konsekwencję. Rynki te są zdecydowanie bardziej elastyczne i efektywne niż rynki towarowe i przepływy handlowe, co powoduje znacznie szybsze przenoszenie negatywnych impulsów. Pomimo tak znacznej złożoności powiązań pomiędzy gospodarkami, podejmuje się badania, mające na celu liczbowe oszacowanie tych powiązań i zależności. Przykładowo, ekonomiści z Morgan Stanley szacują, że każdy punkt procentowy niższego wzrostu w Stanach Zjednoczonych przekłada się na 0,25-proc. spadek wzrostu PKB w Europie z 1-2-kwartalnym opóźnieniem.
Europa się nie boi
Kilka tygodni po zamachu terrorystycznym na USA, amerykański minister skarbu Paul O'Neil wezwał najbardziej rozwinięte państwa świata do wspólnych działań w zakresie polityki pieniężnej i fiskalnej. Odpowiedź uzyskał już kilka dni później na spotkaniu ministrów finansów i prezesów banków centralnych należących do G7. Decydenci z Japonii, Niemiec, Francji, Wielkiej Brytanii, Włoch i Kanady oświadczyli, że nie będą prowadzić dalszych, skoordynowanych działań, mających na celu uniknięcie światowej recesji. Jednak w obliczu pogarszającej się sytuacji ekonomicznej i coraz mniejszych szansach na oczekiwane ożywienie w Europie pod koniec tego roku wzrasta świadomość, że jakieś decyzje ożywiające popyt muszą zostać podjęte. Tak jak w USA działania po stronie polityki monetarnej i fiskalnej są logiczne, jednolite i zsynchronizowane, to w Europie toczy się aktualnie publiczna dyskusja, kto powinien być odpowiedzialny za uniknięcie recesji i ożywienie gospodarek, bank centralny czy rządy poszczególnych państw. W efekcie EBC obniżył w tym roku stopy procentowe jedynie trzykrotnie (Fed dziewięć razy, BoE sześć razy), a pakiet stymulujący po stronie fiskalnej wdraża na razie w ograniczonym zakresie tylko Francja.
Europejski Bank Centralny skoncentrowany jest na celu inflacyjnym i, pomimo powszechnych oczekiwań rynku i wzrastających nacisków rządów europejskich, nie kwapi się na razie z dalszymi obniżkami stóp procentowych. Po zsynchronizowanej obniżce stóp po ataku 11 września o 50 p.b., do 3,75% (wykres 2), nie zrobiono nic więcej, chociaż odbyły się już trzy kolejne posiedzenia EBC. Wypowiedzi członków Rady EBC brzmią bardzo uspokajająco i trącą urzędowym optymizmem. Ernst Welteke, na przykład, nie wierzy, że gospodarka niemiecka może się skurczyć, a jednocześnie zapowiada, że EBC będzie czekać na kolejne dowody, że klimat ekonomiczny się osłabia, zanim podejmie decyzję o zmianach stóp procentowych. Eugeno Domingo Solnas, również członek Rady EBC, twierdzi, że stopy procentowe nie są obecnie przeszkodą we wzroście gospodarczym. Z kolei Klaus Liebscher odbija piłeczkę stwierdzeniem, że to raczej rządy polityką fiskalną, a nie bank centralny, powinny stymulować gospodarkę europejską. Wim Duisenberg, prezes EBC, powiedział, że nie ma potrzeby dalszego redukowania stóp procentowych w Europie. Polityka pieniężna w Europie nie będzie mechanicznie powiązana z żadnym wskaźnikiem, a głównym celem EBC jest utrzymywanie w średnim terminie stabilności cen.
Z drugiej strony, są rządy poszczególnych państw piętnastki, które nie są zadowolone z postawy EBC. Niedawno przywódcy tych krajów wezwali Europejski Bank Centralny do obniżenia stóp procentowych. Deklaracja jest bezprecedensowa i wywołała oburzenie niektórych członków rady EBC.
Trzeba jednak przyznać, że na naszym kontynencie decydenci nie mają dużej swobody działania. Europy nie można mechanicznie porównywać do USA, uwarunkowania makroekonomiczne nie dopuszczają bowiem do takiej elastyczności polityki fiskalnej, jak za oceanem. Przykładowo, Stany Zjednoczone mają (a raczej już miały) nadwyżkę budżetową w wysokości 150 mld dolarów, w Europie deficyt budżetowy przy pesymistycznych szacunkach może osiągnąć nawet 2,5% PKB (wykres 3). Dług publiczny w USA wynosi około 50% dochodu narodowego, w Europie na koniec 2000 roku dług stanowił 69,6% dochodu narodowego krajów strefy euro. Według traktatu z Maastricht, deficyt budżetowy nie może przekroczyć 3% PKB, a, co więcej, kraje piętnastki powinny dążyć do zrównoważenia budżetów w perspektywie średnioterminowej. Przykładowo, Niemcy na pewno istotnie przekroczą założony deficyt na ten rok, który miał wynieść 1,5% PKB. Obecne szacunki mówią o 2,1-2,3%.
Politycy swoje,
a gospodarka swoje
Gospodarcza rzeczywistość w Europie jest raczej przygnębiająca. W pierwszym kwartale wzrost dochodu narodowego europejskiej dwunastki wyniósł 0,5%, a w drugim - zaledwie 0,1%. W całym roku, według obecnych prognoz (Komisja Europejska, Bloomberg), wzrost powinien wynieść 1,5%, czyli najmniej od 1996 roku (wykres 5a, b).
Największa i najważniejsza gospodarka europejska - Niemcy - jest w najgorszym stanie. W drugim kwartale PKB się nie zmienił, w trzecim - jest bardzo prawdopodobny spadek dochodu narodowego. Kilka dni temu minister finansów Hans Eichel obniżył oficjalną prognozę wzrostu PKB w tym roku z 2% do 0,75%. Prognoza wzrostu na rok następny również została zmniejszona z 2,25% do 1-1,5%. Indeks klimatu gospodarczego Ifo, który jest najbardziej wiarygodnym instrumentem oceny koniunktury niemieckiej gospodarki, wykazał we wrześniu najniższą wartość od 1993 roku. Co więcej, w ciągu miesiąca stracił 4,5 pkt., czyli najwięcej prawie od 20 lat. Z wartością 85 pkt. już niewiele mu brakuje do poziomów notowanych przy ostatnich trzech recesjach w Niemczech w latach 1974-54, 1980-82 i 1992-93, kiedy nastroje spadły poniżej 80 pkt.
Jedynym pozytywem, który daje miejsce na kolejne obniżki stóp procentowych, jest inflacja, która we wrześniu wyniosła 0,3% i 2,4% w skali rocznej. Chociaż nadal jest to więcej niż założone na ten rok 2%, ceny w ostatnich miesiącach spadają w bardzo szybkim tempie. Jeszcze w maju inflacja w dwunastce wynosiła 3,4%, w sierpniu już tylko 2,7%, a w październiku oczekuje się spadku w okolice 2,1%. Co więcej, perspektywy na kolejne miesiące są dobre - w związku ze spadkiem zagregowanego popytu i bessy na rynkach surowcowych jest duża szansa, że inflacja spadnie poniżej statutowego celu EBC na poziomie 2%.
PodsumowanieTrudno uwierzyć, aby gospodarka amerykańska po tylu latach nieprzerwanego wzrostu, który w ostatnich pięciu latach systematycznie przekraczał 4%, okupiła to krótką i płytką recesją, porównywalną do tej sprzed dziesięciu lat. Uwzględniając nawet optymalną politykę monetarną i fiskalną oraz zdrowy system finansowy, szaleństwo ostatnich lat, nazwane "nową ekonomią", doprowadziło do dysproporcji, które będą ciążyć jeszcze przez wiele kwartałów.
Wszyscy zadają sobie pytanie, kiedy nadejdzie koniunkturalne dno, kiedy nastąpi punkt przegięcia. Najbardziej efektywne rynki finansowe już próbują dyskontować przyszłość i, jak wskazuje historia, zazwyczaj miały rację. Istnieje możliwość, że rynki akcji osiągnęły już dno i w perspektywie najbliższych miesięcy będą je tylko ponownie testować. Jednak dopiero udana obrona tego poziomu może zwiastować koniec bessy.
Rynek amerykański i sytuacja w Europie
l Recesja w Stanach Zjednoczonych stała się faktem. Wszyscy ekonomiści są zgodni, że w poprzednim kwartale dochód narodowy się zmniejszył, a w obecnym nastąpi pogłębienie tej tendencji. Nie ma jednak zgodności co do głębokości załamania i jego długości. Jesteśmy zwolennikami scenariusza pesymistycznego, w którym spadek PKB będzie dość bolesny (powyżej 3% w obecnym kwartale), a ożywienie pojawi się najwcześniej w połowie przyszłego roku.
l Agresywna polityka monetarna i fiskalna, nastawiona na pobudzenie gospodarki, nie będzie tak skuteczna, jak się przypuszcza, a jej działanie będzie znacznie przesunięte w czasie. Przyczyną niższej efektywności tych narzędzi jest mała wrażliwość długoterminowych stóp na obniżki stopy rezerw federalnych, niski stopień wykorzystania mocy produkcyjnych i nadal niska stopa oszczędności. Negatywne skutki powyższych dysproporcji, powstałych wskutek nie spotykanej w powojennej historii USA dziesięcioletniej fazy ekspansji, wzmacniane są synchronizacją recesji w największych gospodarkach światowych.
l Sytuacja w Europie jest zła. Choć nie cierpi, tak jak USA, na gospodarcze wynaturzenia w postaci znacznego przeinwestowania lub zadłużenia gospodarstw domowych, to grozi jej recesja. Jedna trzecia gospodarki unijnej, czyli Niemcy, w drugim kwartale już doświadczyły stagnacji gospodarczej, a przy kolejnych kwartalnych zmianach PKB może pojawić się minus, o czym świadczą wrześniowe wyniki indeksu klimatu gospodarczego Ifo.
l Zachowanie decydentów w Europie na tle ich amerykańskich odpowiedników wypada, eufemistycznie mówiąc, niekorzystnie dla tych pierwszych. Choć zarówno po jednej, jak i po drugiej stronie oceanu panuje powszechny urzędowy optymizm, to na razie tylko Amerykanie podejmują wszystkie możliwe działania, aby pobudzić i zwiększyć zagregowany popyt. W Europie trwają przepychanki pomiędzy EBC i rządami krajów piętnastki, kto powinien stymulować popyt i załagodzić skutki globalnej recesji.
l Rynki finansowe już rozpoczęły dyskontowanie przewidywanego ożywienia gospodarczego. Świadczą o tym ostatnie wzrosty na rynkach akcji, gwałtowne zwiększenie się nachylenia krzywej dochodowości na rynku pieniężnym oraz relatywnie silny dolar. Możliwy jest scenariusz z lat siedemdziesiątych, kiedy rynki akcji spadły jeszcze raz, tworząc techniczną formację podwójnego dna. Scenariusz sprzed dziesięciu lat, obecnie obowiązujący, wydaje się zbyt optymistyczny.
Ameryka po ataku
Co się zmieniło w gospodarce Stanów Zjednoczonych?
l W dalszym ciągu spada wartość akcji posiadanych przez gospodarstwa domowe. Pomimo ostatnich wzrostów, od początku roku wyparowało 2,5 biliona dolarów, co przekłada się na zmniejszenie konsumpcji o mniej więcej 1,5%.
l Udział inwestycji w PKB spadł w II kwartale do 17,8% z 18,4% w I kwartale, ale nadal jest na bardzo wysokim poziomie. Uwzględniając efekt mnożnikowy, spadek udziału inwestycji do średniego poziomu z okresu powojennego przekłada się mniej więcej na 6-proc. spadek dochodu narodowego.l Po ataku 11 września było pewne, że optymizm w amerykańskich gospodarstwach domowych spadnie. Rzeczywiście, we wrześniu Michigan Index stracił dziesięć punktów, spadając do poziomu 81,8 pkt. Wstępne dane za październik wskazują nieznaczną poprawę.
l Nadal spada stopień wykorzystania mocy produkcyjnych. We wrześniu wyniósł 75,5% i niestety jest już dużo niżej niż podczas recesji z początku lat 90. Na szczycie boomu gospodarczego w poprzednim roku wskaźnik ten osiągnął jedynie 83%, czyli znacznie mniej niż w analogicznych okresach poprzednich cykli. Oznacza to, że na tle historycznym doszło do niespotykanego przeinwestowania, a konsekwencją może być dalszy spadek wykorzystania mocy produkcyjnych nawet do poziomów poniżej 75%, które gospodarka amerykańska zanotowała jedynie podczas bardzo bolesnych recesji z lat 70. i 80.
l Bardzo ciekawie zachowuje się od początku roku krzywa dochodowości, zwiększając swoje nachylenie na bardziej rosnące. Szczególnie gwałtowny wzrost nachylenia nastąpił w ostatnich dwóch miesiącach. Jeszcze pod koniec ubiegłego roku rentowności obligacji rocznych i trzydziestoletnich były zbliżone, obecnie spread pomiędzy nimi wynosi aż 4 punkty procentowe. Takie zachowanie wynika z pogorszenia się sytuacji budżetowej USA (wyczyszczenie nadwyżki budżetowej), ze wzrostu ryzyka i z oczekiwań inwestorów co do ponownego ożywienia gospodarki w dalszej perspektywie, za czym idzie wzrost inflacji.
l Jednym z najważniejszych problemów jest paradoksalnie wzrastająca stopa oszczędności, która w ostatnim okresie zmieniła się z zera do 4%. Oznacza to, że działania Fedu i Kongresu w celu zwiększenia zagregowanego popytu stają się mniej skuteczne, bowiem wzrost dochodów rozporządzalnych dzięki obniżkom stóp procentowych i podatków jest neutralizowany przez przeznaczanie coraz większej części tych pieniędzy na oszczędności.
l Pogorszyła się sytuacja na rynku pracy. Stopa bezrobocia wzrosła do 4,9%, a na koniec roku prognozowany jest wzrost do 5,5%. Większa liczba bezrobotnych to oczywiście mniejsze dochody rozporządzalne, a po drugie utrata poczucia bezpieczeństwa, co może się odbić przykładowo na zmniejszeniu skłonności do konsumpcji.
l Inflacja nadal jest pod kontrolą.
l Zmniejszył się deficyt na rachunku obrotów bieżących. W II kwartale import zmalał prawie o 22 miliardy dolarów, a eksport o 16. Ograniczenie importu przez USA, który stanowi prawie 20% światowej wymiany handlowej, stanowi potężny cios dla wielu gospodarek na świecie. Dzięki zmniejszeniu importu Ameryka zawdzięcza symboliczny wzrost PKB w II kwartale, oczywiście kosztem innych państw.
l Fed w tym roku obniżył stopy procentowe dziewięciokrotnie, EBC tylko trzy razy. Mimo to dolar od początku roku utrzymuje się wobec euro w trendzie horyzontalnym. Powodów jest kilka. Po pierwsze właściwie brak alternatywy - Japonia stacza się w kierunku czwartej recesji w tej dekadzie, Europa już jest praktycznie w fazie stagnacji, a co ważniejsze, perspektywy na rok następny, nawet w przypadku realizacji scenariusza "V" w Stanach, nie są obiecujące. Po drugie bardzo prorozwojowa polityka monetarna i fiskalna w Stanach zwiększa nadzieje i oczekiwania, że po gwałtownym załamaniu przyjdzie równie gwałtowne odbicie.