Po czwartkowej akcji, w której UOP na wniosek prokuratury w spektakularny sposób zatrzymał, teraz byłego już, prezesa PKN ORLEN Andrzeja Modrzejewskiego, okazało się, że polskie organa ścigania nie są zupełnie bezradne wobec osób podejrzanych o łamanie ustawy o publicznym obrocie. Nawet tych, które mogły popełnić przestępstwo ponad 4 lata temu.

Nie pamiętam, by kogokolwiek w 11-letniej historii polskiego rynku kapitałowego nawet na moment aresztowano w związku z ujawnieniem informacji poufnych czy manipulowaniem kursem. Tym razem przedstawiciele prawa wykazali się niebywałą skutecznością oraz odwagą i rozumiem, że jest to przestroga oraz ostrzeżenie dla wszystkich, którzy kiedyś zbłądzili i postanowili zrobić przekręt na giełdowym rynku, a nadal pozostają nierozliczeni.

Obecnie należy oczekiwać serii zatrzymań i przedstawienia zarzutów w innych sprawach, o których było swego czasu bardzo głośno w mediach. Przypomnę choćby Wedel (ujawnienie i wykorzystanie informacji poufnej dotyczącej ceny akcji w ogłoszonym przez PepsiCo wezwaniu) czy poznańską "wirr-ówkę" (manipulacje kursami kilku giełdowych spółek). Abstrahując od tego, czy były prezes Modrzejewski jest winny czy też nie, dziwi styl pracy naszych dzielnych szeryfów.

Jerzy Łabuda, szef Prokuratury Okręgowej w Warszawie , pytany przez PAP, dlaczego w czwartek prokuratura poleciła UOP zatrzymać Modrzejewskiego, a nie zdecydowała się np. wysłać formalne wezwanie na przesłuchanie, odpowiedział: "Chcieliśmy tego dnia postawić mu zarzuty". I tak zrobiono, czyli zgarnięto z firmy, postawiono zarzuty i odesłano do domu. I to by było na razie wszystko, gdyż dowiadujemy się, że prokuratura nie zmierza wnosić wobec byłego prezesa PKN ORLEN Andrzeja Modrzejewskiego ani o areszt, ani o dozór policyjny, ani inne środki zapobiegawcze.

I po co tyle zamieszania? Przecież nic się nie stało, a to, że do zatrzymania i "postawienia" doszło na dzień przed posiedzeniem rady nadzorczej, na której miano głosować nad zmianami w zarządzie, to czysty przypadek. Rada miała prawo odwołać prezesa i tak też zrobiła. Konflikt między nim a ministrem skarbu szkodził spółce i dobrze, że rozwiązano przedłużającą się sytuację patową. Jednak "prewencyjna" akcja wymiaru sprawiedliwości poprzedzająca posiedzenie rady nadzorczej jest tak tragicznie śmieszna, że aż trudno w nią uwierzyć.