W porównaniu z pierwotną propozycją Komisji Europejskiej rekomendacje ECOFIN-u zostały ostatnio zaostrzone, mimo złagodzenia sformułowań dotyczących ryzyka roku 2007, jak i wycofania pierwotnej sentencji dotyczącej niedostatecznego przekazywania informacji przez Polskę. Dla porównania: w zeszłym roku wynegocjowaliśmy 13 poprawek, w tym zapis, że jeśli uznać decyzję Rady z 22-23 marca 2004 r. i odjąć część kosztów reformy emerytalnej, to Polska przez cały okres do 2008 r. spełnia wymogi dotyczące deficytu w wysokości poniżej 3 proc.
PiS szło do wyborów z hasłem odnowy moralnej i rozbijania układów ograniczających wolną konkurencję i przedsiębiorczość w systemie finansowym, bez efektywności którego trudno sobie wyobrazić rozwój współczesnej gospodarki. Na samym początku zakładano wprowadzenie obniżki podatków dla przedsiębiorstw zwiększających zatrudnienie, a w celu długookresowego zbilansowania finansów publicznych silnych ulg prorodzinnych. Istnienie "kotwicy budżetowej" miało wymusić wprowadzenie "taniego państwa". Pierwsze 100 dni miało być kluczowe dla konsolidacji fiskalnej, gdyż tylko wtedy można było spodziewać się znaczących ograniczeń wydatków, póki struktury państwa były jeszcze obsadzone przez "obcych". Po wprowadzeniu pakietu reform jednocześnie miano wystąpić o rewizję postanowień Eurostatu. Program konwergencji miał być tak przedstawiony, aby spełniał kryteria przy degresywnym odejmowaniu kosztów reformy emerytalnej. Liczono, że zmiana rządu, wprowadzenie reform i jednoczesne kwestionowanie Eurostatu na pozycjach merytorycznych pozwoli na rok oddechu i jednocześnie wzmocni naszą pozycję w Unii.
Budżet 2007 r. w tej strategii byłby już budżetem normalnym, w którym politycznie silniejsze resorty branżowe zetknęłyby się z twardymi ograniczeniami. Ewentualna presja ze strony KE jedynie wzmacniałaby pozycję ministra finansów. Największe obawy budziła możliwość politycznego zaostrzenia polityki pieniężnej i w efekcie wylądowania w drugim półroczu 2006 r. z "dziurą Bauca" w budżecie.
O ile w dniu powołania rządu Marcinkiewicza realizacja programu gospodarczego została odłożona, o tyle batalia o znormalizowanie polityki pieniężnej przyniosła niespodziewane rezultaty. Wybrani przez SLD członkowie Rady Polityki Pieniężnej dwukrotnie przegłosowali Balcerowicza i obniżyli stopy procentowe w sytuacji, kiedy w USA, Anglii i strefie euro zacieśniano politykę pieniężną. Działanie powyższe dało silny impuls i doprowadziło do znaczącego przyspieszenia gospodarczego.
Mimo wycofania się przez PiS z realizacji wyborczego programu gospodarczego nastąpiła zmiana dotychczasowej polityki w relacjach z UE. Uznano, że rzeczywistą osią sporu z KE tak naprawdę jest nie tylko klasyfikacja OFE i jej konsekwencje dla statystycznego poziomu deficytu. Jest nią możliwość oddziaływania Polski na prace UE w sytuacji dużego nowo przyjętego kraju, który wyszedł z 45-letniej dominacji bardzo osłabiony gospodarczo, z ukształtowanymi organami administracji, podporządkowanymi poprzednim strukturom. W tej sytuacji, gdy nasi europejscy partnerzy mają lepiej ugruntowane struktury własnego państwa, w połączeniu z długoletnim okresem uczestniczenia ich przedstawicieli w pracach Unii, strategia kraju wchodzącego, który zamierza skrócić okres, w którym jego interesy nie są właściwie reprezentowane, miała polegać na wyznaczeniu sobie pól sporu, na których jego racje są ewidentnie prawdziwe i których powinien bronić. A których merytoryczna słuszność spowoduje, że w przyszłości prezentowane stanowiska będą wzięte pod uwagę również w dyskusji o mniej istotnym charakterze.