dynamiki wzrostu cen do 2,1 proc. okazało się, że w maju ceny wzrosły o
2,3 proc. Szybko pojawiły się obawy, czy zapowiadane utrzymanie się
wielkości inflacji w okolicy celu RPP faktycznie się ziści. Tuż po
publikacji głos zabrała większość ekonomistów i analityków. Rozkład opinii
była łatwy do przewidzenia. Np. zaraz po alarmistycznych wypowiedziach
prof. Filara, pojawiły się wypowiedzi szefa NBP i przedstawicieli
ministerstwa finansów. Ich zdaniem wyższa od prognoz inflacja jest wynik
jednorazowego wydarzenia, jakim był wzrost cen żywności. Te mają w
kolejnych miesiącach spadać. Nadal trwa dyskusja na temat siły napięć
inflacyjnych związanych ze wzrostem płac.
Inna dyskusja toczyła się na temat zatwierdzonych przez Radę Ministrów
założeń do przyszłorocznego budżetu. Tu mieliśmy mały zgrzyt między
ministerstwem finansów, a NBP. Ministerstwo założyło, że w 2008 roku
średni poziom stóp procentowych NBP będzie wynosił 4,7 proc. Gdy ta
informacja pojawiła się w mediach, szybko pojawiła się także wypowiedź
anonimowego przedstawiciela banku centralnego, że założony poziom stóp
jest zbyt wysoki. Równie szybko pojawiła się riposta prof. Gilowskiej, że
założenia muszą być konserwatywne. Czy faktycznie są konserwatywne, to
pewnie można dyskutować. Widać jednak, że rząd zakłada, że obecny poziom
stóp procentowych nie będzie utrzymany i do tych prognoz odnosi prognozy
wydatków na obsługę długu.nnikach mających
swoje źródło poza granicami kraju. Obecnie obserwuje się proces
zacieśniania polityki pieniężnej właściwie na całym świecie. My nie możemy
stać obok i na to nie reagować. Nam potrzebny jest kapitał. Jeśli inne
kraję będą go pożyczać drożej to nam nie pozostanie nic innego, jak się do
tego dostosować.
Wzrost stóp procentowych jest powoli rozważany także za oceanem. Są
zdania, że nastąpi to już wkrótce, ale są też takie głosy, że podwyżka,
jeśli w ogóle nastąpi, to dopiero w przyszłym roku. Wszyscy są świadomi
zagrożenia inflacją. Retoryka Fed powoli dociera do rynku, co m.in. da się
zauważyć po zachowaniu cen tamtejszych obligacji. Wprawdzie w tym tygodniu
już nie spadały, ale też i szczególnie mocno nie rosną. Korekta po
ostatniej przecenie jest na razie bardzo niewielka. Nie przeszkadza to
jednak graczom już zapomnieć o zagrożeniu, który jeszcze kilka dni temu
niemal nie dawał spać. Wygląda na to, że zatrzymanie przeceny załatwia
sprawę, a niestety tak nie jest. Rynek akcji w Stanach cieszył się w
ostatnich dniach z mniejszego zagrożenia zacieśnienia polityki monetarnej,
ale problem w tym, że sytuacja na rynku długu nie poprawiła się.
Pewna prawidłowość jest ogólnie znana - zwykle zmiany rentowności
obligacji są przeciwne w stosunku do zmian cen akcji. Wraz ze wzrostem cen
akcji, spada rentowność obligacji. Oczywiście taka zależność nie jest
zawsze zachowana. Są okresy, gdy ceny akcji rosną nawet przy wzroście
rentowności obligacji. Trzeba jednak zauważyć, że większość takich
anomalii kończy się "dostosowaniem" poziomu cen akcji do zmian stóp
procentowych.
Rzućmy okiem na Wykres_1.gif Jego górna część przedstawia przebieg
urealnionego indeksu S&P500. Dolna część to przebieg zmian rentowności
obligacji 10-letnich w ostatnich kilkudziesięciu latach. Nas interesuje
końcowa część wykresu, gdzie widać, że wzrost indeksu ma miejsce w trakcie
wzrostu rentowności obligacji. Nie dotyczy to tylko ostatnich dni, ale
lat! Anomalia bez znaczenia? Nowa ekonomia? Niestety. Prędzej czy później
przyjdzie dostosowanie. Tym prędzej, im szybszy wzrost notować będzie
rentowność obligacji. Ostatni spadek cen może być tylko przedsmakiem.
Trzeba jasno powiedzieć, że nie należy oczekiwać jakiejś wielkiej paniki
na rynku długu, bo popyt wydaje się tu zbyt duży. Nie zmienia to jednak
faktu, że proces wzrostu stóp procentowych ma miejsce i ostatnie
zachowanie się cen daje sygnał, że będzie on się raczej pogłębiał.
Przekłada się to nie tylko na rynek akcji, ale także na wiele innych sfer.
Warto zauważyć, że wg cotygodniowego raportu Freddie Mac w ciągu
ostatniego miesiąca stopa oprocentowania kredytu hipotecznego 30-letniego
wzrosła z 6,15 proc. do ponad 6,7 proc. To bezpośrednio przekłada się na
wzrost kosztu finansowania o kilkadziesiąt dolarów miesięcznie (przy
kredycie np. 200 tys. dolarów). Te kilkadziesiąt dolarów nie wejdzie już
do puli przeznaczonej na zakupy.
Właściwie wszystko jest widoczne na Wykresie 2 Wykres_2.gif Indeks po
wyjściu z krótkiego kanału spadkowego kontynuował zwyżkę, by w piątek
wyznaczyć nowe rekordy hossy. Wzrost indeksu zatrzymał się niemal
dokładnie na poziomie górnego ograniczenia możliwego do wykreślenia kanału
wzrostowego. Czy w związku z tym można oczekiwać odbicia i spadku cen? Jak
uczy doświadczenie, różnych poziomów oporu było już do tej pory wiele.
Nowe rekordy wskazują na to, że nie miały one większego znaczenia.
Dlaczego do tego należałoby przywiązywać większą wagę? Nie dajmy się
wciągnąć w pułapkę. Być może faktycznie ten kanał bć przy zejściu cen pod
poziom dołka na 3600 pkt. Póki ceny są nad 3400 pkt. domyślną pozycją
będzie długa. Taki trend.
Kamil Jaros