Weekendowa Analiza Futures

Publikacja: 17.06.2007 20:55

Rekordy, rekordy, rekordy... Który to już raz w ramach tego trendu

przychodzi nam odnotowywać kolejne wyjście cen ponad poprzedni lokalny

szczyt, który zdaniem części uczestników rynku miał być tym szczytem,

który tą hossę zakończy? Który to raz rynek po zanotowaniu rekordu cofa

się, by po jakimś czasie ponownie iść w górę wychodząc na nie notowane do

tej pory poziomy? Który to już raz, mimo niesprzyjających czynników, które

zdawałoby się mogą skutecznie przeszkodzić w dalszej zwyżce, rynek pnie

się w górę dając praktyczną naukę wszystkim spryciarzom, że czynniki,

czynnikami, ale skoro na rynku przeważa popyt, to ceny spadać nie będą.

Który to już raz? Jak ktoś ma chęć, niech liczy. Jedno jest pewne -

trzymanie się trendu popłaca.

Szukanie racjonalnych przesłanek wzrostu ma sens, ale trzeba mieć też na

uwadze, że w pewnym momencie rynek wchodzi z fazę, w której ta

racjonalność jest zagubiona. Jak bowiem można dyskutować o racjonalności,

skoro szerokim strumieniem napływa kapitał od osób, które w większości nie

mają pojęcia o inwestowaniu? Czy płynący szerokim strumieniem kapitał do

funduszy małych i średnich spółek, czy funduszy akcyjnych jest przejawem

podjęcia racjonalnych decyzji? Owszem, my kierując się kierunkiem trendu

także stoimy po długiej stronie rynku. Różnica jest jednak taka, że my

wiemy, kiedy należy ten rynek opuścić, gdyby ryzyko spadków zaczęło

przeważać szansę na wzrost cen.

W ubiegłym tygodniu pojawiło się wiele ciekawych informacji. Ze względu na

ilość miejsca, trudno byłoby o wszystkich tu wspomnieć. Sejm uchwalił

obniżenie składki rentowej, co jest z pewnością sukcesem premier

Gilowskiej, choć oczywiście mamy świadomość, że to tylko mały krok w

porównaniu z potrzebami gospodarki. Mały krok dla gospodarki, ale ogromny

dla tej koalicji. Przyznam, że już powoli wątpiłem, czy propozycja

ministerstwa finansów zyska poparcie w parlamencie. Jednak to nie redukcja

składki była w tym tygodniu tematem numer jeden. Pierwsze miejsce

bezapelacyjnie zarezerwowane było dla inflacji. Tak polskiej, jak i

amerykańskiej.

Wysokość polskiej inflacji nieprzyjemnie rozczarowała. Zamiast spadku

dynamiki wzrostu cen do 2,1 proc. okazało się, że w maju ceny wzrosły o

2,3 proc. Szybko pojawiły się obawy, czy zapowiadane utrzymanie się

wielkości inflacji w okolicy celu RPP faktycznie się ziści. Tuż po

publikacji głos zabrała większość ekonomistów i analityków. Rozkład opinii

była łatwy do przewidzenia. Np. zaraz po alarmistycznych wypowiedziach

prof. Filara, pojawiły się wypowiedzi szefa NBP i przedstawicieli

ministerstwa finansów. Ich zdaniem wyższa od prognoz inflacja jest wynik

jednorazowego wydarzenia, jakim był wzrost cen żywności. Te mają w

kolejnych miesiącach spadać. Nadal trwa dyskusja na temat siły napięć

inflacyjnych związanych ze wzrostem płac.

Inna dyskusja toczyła się na temat zatwierdzonych przez Radę Ministrów

założeń do przyszłorocznego budżetu. Tu mieliśmy mały zgrzyt między

ministerstwem finansów, a NBP. Ministerstwo założyło, że w 2008 roku

średni poziom stóp procentowych NBP będzie wynosił 4,7 proc. Gdy ta

informacja pojawiła się w mediach, szybko pojawiła się także wypowiedź

anonimowego przedstawiciela banku centralnego, że założony poziom stóp

jest zbyt wysoki. Równie szybko pojawiła się riposta prof. Gilowskiej, że

założenia muszą być konserwatywne. Czy faktycznie są konserwatywne, to

pewnie można dyskutować. Widać jednak, że rząd zakłada, że obecny poziom

stóp procentowych nie będzie utrzymany i do tych prognoz odnosi prognozy

wydatków na obsługę długu.nnikach mających

swoje źródło poza granicami kraju. Obecnie obserwuje się proces

zacieśniania polityki pieniężnej właściwie na całym świecie. My nie możemy

stać obok i na to nie reagować. Nam potrzebny jest kapitał. Jeśli inne

kraję będą go pożyczać drożej to nam nie pozostanie nic innego, jak się do

tego dostosować.

Wzrost stóp procentowych jest powoli rozważany także za oceanem. Są

zdania, że nastąpi to już wkrótce, ale są też takie głosy, że podwyżka,

jeśli w ogóle nastąpi, to dopiero w przyszłym roku. Wszyscy są świadomi

zagrożenia inflacją. Retoryka Fed powoli dociera do rynku, co m.in. da się

zauważyć po zachowaniu cen tamtejszych obligacji. Wprawdzie w tym tygodniu

już nie spadały, ale też i szczególnie mocno nie rosną. Korekta po

ostatniej przecenie jest na razie bardzo niewielka. Nie przeszkadza to

jednak graczom już zapomnieć o zagrożeniu, który jeszcze kilka dni temu

niemal nie dawał spać. Wygląda na to, że zatrzymanie przeceny załatwia

sprawę, a niestety tak nie jest. Rynek akcji w Stanach cieszył się w

ostatnich dniach z mniejszego zagrożenia zacieśnienia polityki monetarnej,

ale problem w tym, że sytuacja na rynku długu nie poprawiła się.

Pewna prawidłowość jest ogólnie znana - zwykle zmiany rentowności

obligacji są przeciwne w stosunku do zmian cen akcji. Wraz ze wzrostem cen

akcji, spada rentowność obligacji. Oczywiście taka zależność nie jest

zawsze zachowana. Są okresy, gdy ceny akcji rosną nawet przy wzroście

rentowności obligacji. Trzeba jednak zauważyć, że większość takich

anomalii kończy się "dostosowaniem" poziomu cen akcji do zmian stóp

procentowych.

Rzućmy okiem na Wykres_1.gif Jego górna część przedstawia przebieg

urealnionego indeksu S&P500. Dolna część to przebieg zmian rentowności

obligacji 10-letnich w ostatnich kilkudziesięciu latach. Nas interesuje

końcowa część wykresu, gdzie widać, że wzrost indeksu ma miejsce w trakcie

wzrostu rentowności obligacji. Nie dotyczy to tylko ostatnich dni, ale

lat! Anomalia bez znaczenia? Nowa ekonomia? Niestety. Prędzej czy później

przyjdzie dostosowanie. Tym prędzej, im szybszy wzrost notować będzie

rentowność obligacji. Ostatni spadek cen może być tylko przedsmakiem.

Trzeba jasno powiedzieć, że nie należy oczekiwać jakiejś wielkiej paniki

na rynku długu, bo popyt wydaje się tu zbyt duży. Nie zmienia to jednak

faktu, że proces wzrostu stóp procentowych ma miejsce i ostatnie

zachowanie się cen daje sygnał, że będzie on się raczej pogłębiał.

Przekłada się to nie tylko na rynek akcji, ale także na wiele innych sfer.

Warto zauważyć, że wg cotygodniowego raportu Freddie Mac w ciągu

ostatniego miesiąca stopa oprocentowania kredytu hipotecznego 30-letniego

wzrosła z 6,15 proc. do ponad 6,7 proc. To bezpośrednio przekłada się na

wzrost kosztu finansowania o kilkadziesiąt dolarów miesięcznie (przy

kredycie np. 200 tys. dolarów). Te kilkadziesiąt dolarów nie wejdzie już

do puli przeznaczonej na zakupy.

Właściwie wszystko jest widoczne na Wykresie 2 Wykres_2.gif Indeks po

wyjściu z krótkiego kanału spadkowego kontynuował zwyżkę, by w piątek

wyznaczyć nowe rekordy hossy. Wzrost indeksu zatrzymał się niemal

dokładnie na poziomie górnego ograniczenia możliwego do wykreślenia kanału

wzrostowego. Czy w związku z tym można oczekiwać odbicia i spadku cen? Jak

uczy doświadczenie, różnych poziomów oporu było już do tej pory wiele.

Nowe rekordy wskazują na to, że nie miały one większego znaczenia.

Dlaczego do tego należałoby przywiązywać większą wagę? Nie dajmy się

wciągnąć w pułapkę. Być może faktycznie ten kanał bć przy zejściu cen pod

poziom dołka na 3600 pkt. Póki ceny są nad 3400 pkt. domyślną pozycją

będzie długa. Taki trend.

Kamil Jaros

Gospodarka
Donald Tusk o umowie z Mercosurem: Sprzeciwiamy się. UE reaguje
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Gospodarka
Embarga i sankcje w osiąganiu celów politycznych
Gospodarka
Polska-Austria: Biało-Czerwoni grają o pierwsze punkty na Euro 2024
Gospodarka
Duże obroty na GPW podczas gwałtownych spadków dowodzą dojrzałości rynku
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Gospodarka
Sztuczna inteligencja nie ma dziś potencjału rewolucyjnego
Gospodarka
Ludwik Sobolewski rusza z funduszem odbudowy Ukrainy