Maciej Niebrzydowski inwestuje jako pełnomocnik swojej matki, Elżbiety Sjoeblom, właścicielki m.in. akcji Optimusa czy Jago. Czasem występuje też jako przedstawiciel spółki Park Bronisze, która w części należy do jego rodzicielki.
Ma niewątpliwy talent. Umie kupić 65 procent akcji notowanej firmy (jak to zrobił z Elektromontażem-Warszawa) po cenie niższej niż kurs na warszawskim parkiecie, a potem sprzedać cały ten pakiet przez giełdę, nie zaburzając notowań. Potrafi zwołać walne zgromadzenie spółki jako znaczący akcjonariusz, a potem sprzedać wszystkie posiadane walory, nie tracąc poparcia walnego. Słowem - ma wsparcie drobnych inwestorów.
Nie powinno więc dziwić, że gracze z entuzjazmem przyjęli także wizję rozwoju sytuacji w Elektrimie, zaprezentowaną przez swojego "front mana" (w wolnym tłumaczeniu: "stojący na czele").
Nieco mniej entuzjastycznie podchodzą do działań Macieja Niebrzydowskiego zarówno Komisja Nadzoru Finansowego, która od pewnego czasu pilnie obserwuje jego ruchy, jak i warszawska prokuratura. Ta ostatnia oskarża go o wykorzystanie informacji poufnych Próchnika i Kruka, czy podejrzewa działanie w zmowie, w efekcie czego wywindowano kurs Ganta. W piątek sława Macieja Niebrzydowskiego i informacja o jego wierze w Elektrim dotarła za granicę i o inwestorze usłyszały m.in. służby prasowe zagranicznego koncernu medialnego Vivendi.
Media czasem się przydają. Prawda?