W piątek kurs Elektrimu poszybował w górę o ponad 25 proc. W czasie sesji cena akcji wynosiła nawet 11 zł, ale na zamknięciu notowania nieco wyhamowały i zakończyły się na poziomie 10,8 zł (o 25,6 proc. wyżej niż w czwartek). Zwyżce kursu towarzyszyły ogromne, nawet jak na Elektrim, obroty. Właściciela zmieniło ponad 8,75 mln akcji, co odpowiada ponad 10 proc. kapitału tej firmy. Tak dużym pakietem dysponują obecnie jedynie dwaj udziałowcy Elektrimu: Vivendi i należąca do Zygmunta Solorza-Żaka firma PAI Media. Ze sporym prawdopodobieństwem można jednak przyjąć, że to nie oni obracali papierami na piątkowej sesji. Zbliża się bowiem walne zgromadzenie akcjonariuszy Elektrimu (odbędzie się w czwartek 28 czerwca) i podmioty te zapewne zablokowały na ten czas papiery konglomeratu. Piątek był ostatnim dniem rejestracji na WZA, dlatego inwestorzy handlowali akcjami, z których na pewno nie będą mogli głosować w czwartek. To oznacza, że te same walory przechodziły z rąk do rąk po kilka razy i były własnością drobnych graczy.
Wytłumaczenia zwyżki kursu konglomeratu były przynajmniej trzy, choć trudno o argumenty nie do obalenia przemawiające za tym, aby dokupywać walorów Elektrimu właśnie teraz.
Dodatkowe 1,9 mld zł
Po pierwsze, po stronie ewentualnych należności Elektrimu "pojawiła się" kwota 1,9 mld zł, której spółka domaga się od Skarbu Państwa. Zarząd konglomeratu zarzuca SP, że nie dotrzymał zapisów umowy prywatyzacyjnej Zespołu Elektrowni Pątnów-Adamów-Konin. Jeśli do 27 czerwca (dzień przed walnym) Elektrim nie dostanie pieniędzy, wystąpi przeciwko Skarbowi Państwa do sądu. Resort do tej pory nie odpowiedział na roszczenie Elektrimu, mimo że już w czwartek miał przygotować w tej sprawie oświadczenie.
Rozprawa w Wiedniu