Oferty prywatne akcji (private placements) zaczęły wygrywać w Stanach Zjednoczonych z tradycyjnym rynkiem pierwotnych ofert publicznych
(IPO) jako sposób pozyskiwania kapitału dla spółek.
Według giełdy Nasdaq, w zeszłym roku firmy pozyskały poprzez private placements 162 mld USD, podczas gdy wartość IPO wyniosła 154 mld USD. Jak twierdzi badająca rynek kapitałowy firma Dealogic, także w tym roku wartość prywatnych ofert jest wyższa niż papierów spółek sprzedawanych po raz pierwszy na rynku publicznym.
Oferty prywatne kierowane są do kwalifikowanych inwestorów finansowych, za których zgodnie z amerykańskim prawem uważa się podmioty mające w zarządzaniu przynajmniej 100 mln USD. Firmy wybierają coraz częściej właśnie tę drogę pozyskania kapitału na rozwój, ponieważ jest ona zwykle szybsza, łatwiejsza i mniej kosztowna niż wprowadzenie akcji poprzez ofertę publiczną na giełdę. Spółki nie muszą rejestrować się w komisji regulacyjnej SEC i wypełniać wszystkich przepisów dotyczących sprawozdawczości.
Głównym minusem jest jednak brak płynności obrotu udziałami spółek i wszystkie tego konsekwencje - np. dotyczące wyceny. Teraz to się może zmienić, co może jeszcze zwiększyć popularność private placements. Przy udziale Nasdaqa, a także banku inwestycyjnego Goldman Sachs i firmy FBR Capital Markets powstają w USA platformy wymiany informacji o takich ofertach. Może powstać nieoficjalny rynek obrotu udziałami spółek, które nie są notowane na giełdach. - Mamy nadzieję, że nasza platforma okaże się atrakcyjna dla każdej spółki, która na razie, w krótszym czy dłuższym okresie, chce pozostać prywatna - mówią rzecznicy Goldmana Sachsa. Z nieoficjalnych informacji wynika, że za pośrednictwem systemu banku akcjami spółek będzie chciała handlować jedna z większych firm private equity, Apollo Management.