Wydzielenie z Telekomunikacji Polskiej części odpowiedzialnej za dostęp do infrastruktury operatora obniżyłoby efektywność jego działania - są przekonani analitycy. Nie mają co do tego wątpliwości, choć koszty ewentualnej operacji i jej wpływ na wyniki firmy to wielka niewiadoma. Tym bardziej że nie ma jeszcze unijnej regulacji pozwalającej Urzędowi Komunikacji Elektronicznej na ingerencję w strukturę grupy TP. W Brukseli trwa dyskusja na ten temat. Podział zasiedziałych operatorów na niektórych rynkach na część infrastrukturalną i usługową miałby być sposobem na upowszechnienie szerokopasmowego dostępu do internetu.
Openreach benchmarkiem
Zarząd TP już przestrzega, że z punktu widzenia konkurencyjności rynku dostępu do internetu podział firmy jest niepotrzebny: będzie kosztowny, a przyniesie więcej strat niż korzyści. TP nie ujawnia jednak żadnych wyliczeń, które pokazałyby, jak zmieni się jej rachunek zysków i strat.
Skuteczność pomysłu urzędników można sprawdzić tylko w jeden sposób: analizując wydarzenia w Wielkiej Brytanii, gdzie tamtejszy regulator - Ofcom - nakazał podział British Telecomu. Można przypuszczać, że dzieląc TP, UKE wzięłoby przykład właśnie z wyspiarzy, którzy szczycą się silnie rozwiniętym rynkiem usług telekomunikacyjnych.
W 2005 roku BT wziął na siebie szereg zobowiązań narzuconych przez urzędników. Ofcom nakazał mu przede wszystkim wydzielenie podmiotu, do którego wniesiono sieć telekomu. Spółkę nazwano Openreach, BT zachowało nad nią kontrolę, ale Ofcom objął ją nadzorem.