Pochłonięty pracami nad fuzją z Emaksem zarząd ComputerLandu chyba zapomniał, że wciąż najważniejsze są sprawy operacyjne i pozyskiwanie nowych zleceń. II kwartał 2006 roku dla grupy zakończył się stratą netto w wysokości 13,8 mln zł. Kolejny kwartał wypadł trochę lepiej (2,4 mln zł zysku), ale rynek oczekiwał dużo lepszych rezultatów. Tymczasem pozycja prezesa Danielewskiego była coraz słabsza.
ComputerLand wspólnie z Emaksem zdecydowały się przeprowadzić badanie wśród akcjonariuszy, jak oceniają pomysł fuzji przedsiębiorstw i gdzie występują słabe punkty całej operacji. Werdykt był miażdżący dla szefa firmy. Inwestorzy finansowi domagali się ("Parkiet" napisał o tym jako pierwszy) zmiany na najważniejszym stanowisku w ComputerLandzie. Burza została wyciszona, ale tajemnicą poliszynela było, że temat wróci po rejestracji połączenia. Firma starała się udobruchać udziałowców, którzy najwyraźniej zaczęli tracić cierpliwość. Zapowiadała, ustami T. Sielickiego, że w 2007 roku każdy z kwartałów zakończy się dodatnim wynikiem finansowym. Bardzo szybko okazało się, że były to czcze obietnice.
Skomplikowany proces łączenia dwóch organizacji i prowadzona równocześnie restrukturyzacja spółki nie przeszkodziły zarządowi ComputerLandu zajmować się mało istotnymi sprawami, jak zmiana nazwy firmy. Pod koniec marca znana i rozpoznawalna marka została zastąpiona przez Sygnity. Nowa nazwa została wybrana spośród 900 propozycji. Podobnie jak z programem CoLorado, zmiana wizerunku była poprzedzona wielomiesięcznymi przygotowaniami i analizami, które, jak mówi się na rynku, kosztowały prawie 3 mln zł.
Prezes musi odejść
Po kilku miesiącach spokoju w maju tego roku Sygnity znowu wróciło na pierwsze strony gazet i znowu w złym świetle. W przededniu publikacji sprawozdania finansowego za I kwartał firma wypuściła komunikat, że wyniki finansowe będą istotnie gorsze od oczekiwanych przez rynek. Analitycy oczekiwali, że strata netto w tym okresie wyniesie 4 mln zł. Tymczasem okazało się, że sięgnęła prawie 15 mln zł. Zarząd Sygnity tłumaczył, że I kwartał w branży IT jest tradycyjnie najsłabszy. Dodatkowo niekorzystnie na wyniki spółki wpływa trwający zastój na rynku zamówień publicznych. Czkawką na rezultatach odbiją się także wyższe od oczekiwanych koszty konsolidacji z Emaksem. W reakcji na raport kurs spółki zanurkował do kilkuletniego minimum na poziomie 70 zł, mimo że prezes Danielewski sugerował, że kolejny kwartał będzie już dla Sygnity dużo lepszy, a w całym roku spółka powinna wyjść na plus. Specjaliści zdają się nie wierzyć tym deklaracjom i spodziewają się, że w II kwartale spółka znowu będzie miała 10-15 mln zł straty netto, a cały rok zakończy na sporym minusie.
Rozczarowujące wyniki za pierwsze trzy miesiące roku i brak perspektyw na kolejne kwartały przypieczętowały wyrok wydany już kilka miesięcy temu na prezesa Danielewskiego. Wstępem do zmian kadrowych było czerwcowe walne zgromadzenie akcjonariuszy, na którym BBI Capital przejęło kontrolę nad radą nadzorczą. Zlikwidowane zostało stanowisko prezydenta grupy, a T. Sielickiemu przypadła zaledwie rola wiceprzewodniczącego rady nadzorczej. Na jej czele stanął Jacek Kseń, były prezes BZ WBK.
Rada już na pierwszym spotkaniu zabrała się do szukania nowego prezesa. Zapoznała się z prezentacjami trzech kandydatów: Michała Danielewskiego, Dariusza Śliwowskiego, byłego wiceprezesa ComputerLandu, obecnie pracującego w IBM i Piotra Kardacha. Ostatni z wymienionych był od początku typowany na faworyta pojedynku. Jeden z założycieli i współwłaścicieli BBI Investment, którego ramieniem jest BBI Capital, był wcześniej prezesem Emaksu. Od jesieni zeszłego roku równocześnie zajmował stanowisko wiceprezesa ComputerLandu, a zakres jego obowiązków był porównywalny z tym, za co odpowiadał prezes Danielewski.
Po tygodniowej przerwie rada nadzorcza Sygnity, w niepełnym, 6-osobowym składzie, ponownie zajęła się zmianami kadrowymi w zarządzie spółki. W głosowaniu D. Śliwowski dostał trzy głosy, podobnie jak P. Kardach. M. Danielewski nie otrzymał żadnego poparcia. Spektakularna porażka była dla niego tym bardziej bolesna, gdyż nawet T. Sielicki uznał, że firma potrzebuje nowego prezesa.
Trzecie spotkanie rady było już zwykłą formalnością. P. Kardach został jednogłośnie wybrany na nowego prezesa Sygnity. Do współrządzenia spółką zaprosił Jacka Kujawę, który jako dyrektor spółki odpowiadał za sektor finansowy, oraz Andrzeja Marciniaka, ostatnio zatrudnionego w koncernie Enea na stanowisku prezesa. Jest specjalistą od restrukturyzacji i ma za zadanie wzmocnić zarząd od strony zarządzania operacyjnego. W zarządzie stanowiska zachowali również Elżbieta Bujniewicz-Belka, odpowiedzialna za finanse, oraz Bogdan i Andrzej Kosturkowie, byli właściciele wrocławskiego Winuela, który kilka lat temu kupił Emax.
Gaszenie pożaru
Prezes Kardach nie ukrywa, że Sygnity wymaga poważnej kuracji leczniczej. Najpilniejszym zadaniem jest powstrzymanie ucieczki pracowników, którzy prawie masowo składają wypowiedzenia, przechodząc do konkurencji lub zakładając własne firmy.
Nowy szef przejął stery z gotowym planem naprawczym. Zapowiada znaczne cięcia kosztów w obszarze produkcji i administracji. Nie obejdzie się bez głębokich redukcji zatrudnienia. Nie ukrywa, że koszty restrukturyzacji będą znaczące. Położą się cieniem na wynikach za II i III kwartał. Odpisy będą na tyle duże, że w 2007 roku strata netto będzie liczona w dziesiątkach milionów złotych. Dokładnych kwot nie zna nawet P. Kardach.
Prezes wierzy jednak, że po półrocznej terapii wstrząsowej Sygnity ma szanse odzyskać utraconą pozycję rynkową. Już w II półroczu 2008 roku spółka powinna wypracowywać marże porównywalne ze średnimi rynkowymi, czyli około 8 proc. na poziomie operacyjnym. Co ją czeka w kolejnych kwartałach? Paweł Turno, reprezentujący największego akcjonariusza, czyli BBI Capital, nie ukrywa, że w średnim horyzoncie Sygnity trafi pod skrzydła inwestora strategicznego? Kto nim będzie, okaże się pewnie już za rok.