Przez niższą izbę czeskiego parlamentu przebrnął (z dużą dozą szczęścia, bo większością tylko jednego głosu) projekt reformy budżetowej. Wśród jej założeń znalazło się wprowadzenie liniowego podatku dochodowego od osób fizycznych oraz obcięcie niektórych wydatków socjalnych. Podatek liniowy kojarzy się z uwolnieniem części (być może nawet pokaźnej) dochodów konsumentów, a przyszłe rozbudzenie popytu to solidny argument za bardziej restrykcyjną polityką monetarną. Wydaje się zatem, że mógł być to czynnik, który skłonił czeski bank centralny do bardziej zdecydowanego działania. Szczegóły reformy każą jednak szukać powodów podwyżki oprocentowania gdzie indziej.
W reformie systemu podatkowego Czesi posunęli się na pierwszy rzut oka zdecydowanie dalej niż ich słowaccy sąsiedzi. Podatek dochodowy od osób fizycznych ma wynieść od przyszłego roku 15 proc., a od 2009 roku tylko 12,5 proc; odsetek pobierany przez fiskusa na Słowacji to obecnie 19 procent. Dotychczas płacone stawki podatkowe wynoszą w Czechach od 15 do 32 procent. W tej sytuacji 15 proc. wydaje się niezwykle interesującą propozycją dla podatnika. Niestety, znacznie podniesie się podstawa opodatkowania: oprócz wynagrodzenia brutto włączone zostanie do niej także ubezpieczenie społeczne i zdrowotne. Czescy eksperci wyliczają, że kilkuosobowa rodzina może w konsekwencji zapłacić podatek zbliżony do górnego progu obowiązującego w obecnym systemie. Do tego dochodzą cięcia w wydatkach socjalnych - Czesi zapłacą za wizytę u lekarza, pobyt w szpitalu, wezwanie karetki pogotowia itp. Choć kwoty mogą wydawać się symboliczne (w przeliczeniu na zł maksymalnie do około 4-12 złotych), mają z pewnością duże znaczenie dla niższych grup dochodowych - głównie emerytów i rencistów. Z innych rozwiązań reformy budżetowej warto wspomnieć o wprowadzeniu dwóch stawek podatku VAT - 9 i 19 procent. Co ciekawe, wyższą stawką obarczona zostanie żywność, prasa i książki.
Szczegóły reformy fiskalnej wskazują, że czescy konsumenci nie ruszą nadzwyczaj tłumnie do sklepów wraz z nadejściem nowego roku. Pogląd ten znajduje wyraz także w "minutkach" z ostatniego posiedzenia czeskiej Rady Polityki Pieniężnej. Reforma budżetowa wydaje się powodować negatywne skutki dla inflacji jedynie w kontekście podatków pośrednich. Nie ma przy tym znaczenia jednorazowy skok cen niektórych artykułów tylko sposób, w jaki zostanie on włączony w oczekiwania płacowe pracowników (tzw. efekty drugiej rundy). W kwestii natomiast wprowadzenia podatku liniowego, specyfika zmian skłoniła członków Rady do stwierdzenia, że będzie to czynnik ograniczający konsumpcję, a więc nie może być on argumentem na rzecz podwyższenia oprocentowania.
Skąd zatem takie szybkie zaostrzenie polityki pieniężnej? Prawdopodobnie zwyciężyły obawy w stosunku do coraz płytszego rynku pracy, który będzie rodził presję na dalszy, szybki wzrost wynagrodzeń. Członkowie Rady boją się także nadspodziewanie szybkiego wzrostu cen żywności. Nie są to raczej czynniki wymagające tak zdecydowanego działania.
Być może ostatnia podwyżka oprocentowania, oczekiwana dotychczas dopiero pod koniec roku, została po prostu przesunięta w czasie? Albo też Czeski Bank Centralny bardzo obawia się ujemnej realnej stopy procentowej, która może stać się faktem już w październiku, gdy prognozowane 3,7 procent rocznej inflacji stanie się faktem? Obecnie wydaje się, że podwyżka miała charakter prewencyjny i daje bankowi centralnemu więcej "stopni swobody". Prawdopodobnie bardzo duże znaczenie ma "sprawdzalność" projekcji inflacyjnej, choć i bez tego dalszych podwyżek nie należy wykluczać jeszcze w tym roku, szczególnie że wypowiedzi szefa EBC nie sugerują wcale, aby zrezygnował on z dalszego zaostrzania polityki pieniężnej. Podwyżki w strefie euro to zagrożenie dla korony, a tego - jak przekonaliśmy się już wielokrotnie - czeska Rada Polityki Pieniężnej obawia się chyba najbardziej.