Środowa sesja nic nie zmieniła w ogólnym obrazie rynku. Niemały wysiłek umysłowy należałoby uczynić, aby wskazać choć jedno wydarzenie, które w istotny sposób rzutowałoby na najbliższe perspektywy warszawskiego parkietu. Po tygodniu stosunkowej niezależności od rynków zagranicznych, na GPW znów powróciła spora korelacja z zachodnimi indeksami. Poniedziałkowe zwyżki za oceanem pociągnęły za sobą eksplozję optymizmu w naszym rodzimym ogródku. Również wczorajsze ostudzenie nastrojów przyniosło nam uspokojenie. Część analityków spodziewała się, że przewidziane na wczoraj publikacje amerykańskich danych makro mogą nie pozostać bez echa dla krajowych inwestorów. Obeszło się jednak bez fajerwerków. Wieści, jak zwykle, okazały się gorsze od oczekiwań, czym przewrotnie nikogo chyba nie zaskoczyły. Wrześniowa liczba miejsc pracy w sektorze prywatnym w USA, którą wstępnie szacowano na 75 tys., wyniosła 58 tys. O 10 proc. w stosunku do stanu sprzed miesiąca wzrosła również liczba planowanych zwolnień i wyniosła 71 tys. Nie jest szczególnie zaskakujące, że wobec takich danych polskie indeksy zamknęły dzień pod kreską.
Dość ciekawie rysuje się sytuacja techniczna WIG20. W perspektywie średnioterminowej znajdujemy się w tendencji zwyżkowej, wspieranej przez dołki z 17 sierpnia oraz 1 października. W krótszym horyzoncie czasowym, do momentu pokonania szczytu z 21 września, należy przyjąć, że trend jest spadkowy. Na wczorajszej sesji ukształtowała się negatywna w wymowie formacja harami, która bywa często złą wróżbą dla kursu. Zanim jednak będziemy mogli mówić o odwróceniu tendencji średnioterminowej, przełamany musi zostać szereg wsparć. Pierwsze z nich to "radosna" luka otwarcia z wtorkowej sesji, a kolejne to poziom 3590 pkt. Jeżeli jednak na rynku zwyciężyłyby byki, najbliższej strefy oporu trzeba spodziewać się na wysokości 3800-3830 pkt. Udany atak na nią otworzy drogę do marszu na lipcowe szczyty indeksu. Ogólnie rzecz biorąc, wczorajszą sesję możemy nazwać remisową. No, być może z małym wskazaniem na niedźwiedzie?
PARKIET