Na większości rynków spotkałem się z pewną formą licencjonowania osób odpowiedzialnych za kontakt z klientem – czy to instytucjonalnym czy indywidualnym. W Londynie jest to np. status approved person wydawany przez Financial Services Authority.
Zakres weryfikacji zależy od funkcji w firmie inwestycyjnej i doświadczenia konkretnej osoby. Obejmuje przede wszystkim zagadnienia regulacji rynków kapitałowych oraz podstawowe zagadnienia techniczne zawodu.
Oczywiście, egzamin na maklera czy doradcę nie może być jedynym kryterium doboru osób do firm inwestycyjnych. Wpis na listę przypomina uzyskanie prawa jazdy – które jest potwierdzeniem znajomości zasad ruchu drogowego, ale w żaden sposób nie jest gwarancją, że ktoś jest doświadczonym kierowcą. W momencie kiedy zatrudniam ludzi, nie patrzę w sposób szczególny na to, czy dysponują licencją, ale raczej na to, jaka jest ich historia pracy w innych instytucjach.
Wpis na listę maklerów jest przy tym jedynie niewielkim „plusikiem”. W pierwotnej formule makler miał być zawodem zaufania publicznego tworzonym na wzór notariusza. Formuła ta jednak przez kilkanaście lat się nie potwierdziła. Nie oznacza to jednak, że z pewnej certyfikacji osób w zawodzie należy zupełnie odejść.
[ramka]