Rośnie dług publiczny i koszty jego obsługi – przekonywała Jolanta Fedak, minister pracy, na konferencji zorganizowanej przez Gdańską Akademię Bankową.
Tym motywowała zmiany, które proponuje. A te to m.in. obniżenie składki, która trafia do funduszy emerytalnych, z 7,3 do 3 proc. płacy brutto, powrót do ZUS osób w wieku przedemerytalnym, dobrowolność uczestnictwa w II filarze i możliwość wycofania pieniędzy z OFE po przejściu na emeryturę.
– Z mojego punktu widzenia bezpieczeństwo systemu jest najważniejsze. Proponuję najprostsze rozwiązanie, by klient mógł zagłosować nogami. Z punktu widzenia finansów publicznych system musi być zaś jak najtańszy. Obniżanie kosztów obsługi zadłużenia to podstawa nie tylko w Polsce, ale i innych krajach Unii Europejskiej. Pokazuje to przykład Grecji. Dbałość o pieniądze podatnika to patriotyczny obowiązek – przekonywała Jolanta Fedak.
Agnieszka Chłoń-Domińczak z SGH, była wiceminister pracy, przypomniała, że powodem wprowadzenia reformy systemu w 1999 r. były także zmiany demograficzne, których stary system nie byłby w stanie udźwignąć. Ewa Lewicka, szefowa Izby Gospodarczej Towarzystw Emerytalnych, stwierdziła zaś, że system emerytalny nie generuje długu publicznego, lecz jedynie ujawnia tzw. ukryty, przez co gorzej wypadamy w statystykach. – Propozycje Ministerstwa Pracy to nie jest korekta. To podważenie fundamentów systemu, który opierał się na dywersyfikacji ryzyka – mówiła Lewicka.
Powoływała się na wyliczenia Deloitte, które wskazują, że wprowadzenie proponowanych zmian zmniejszy przyszłe emerytury Polaków, które w nowym systemie i tak są niższe niż w starym. A do tego zwiększają się przyszłe zobowiązania Funduszu Ubezpieczeń Społecznych w ZUS. Już w niedługim czasie, nawet kilku lat, trzeba będzie zaciągnąć pożyczkę, by sfinansować emerytury po przesunięciu składki z OFE do ZUS.