Z Pawłem Rzepką, prezesem Telekomunikacji Polskiej SA, rozmawia Grzegorz Dróżdż
W jednym z wywiadów prasowych minister łączności, Maciej Srebro uznał, że Telekomunikacja Polska znajduje się obecnie w fazie zniżkowej i grozi jej spadek przychodów. Czy zgadza się Pan z tą opinią?Myślę, że minister Srebro miał na myśli fakt, iż TP SA nie działa już w warunkach prawnego monopolu. Oznacza to, że nie tylko my będziemy czerpali przychody z rynku telekomunikacyjnego. Podobnie, jak inni europejscy operatorzy narodowi szacujemy, że nasz udział w rynku będzie malał. Nie oznacza to jednak, iż Telekomunikacja zanotuje ujemną dynamikę sprzedaży. Będziemy mieli mniejszy udział, ale w znacznie większym rynku.Działamy na rynku silnie wzrostowym. Ta tendencja jest spowodowana, z jednej strony, wciąż niską penetracją rynku, która zapewnia w dalszym ciągu duży potencjał rozwoju, a z drugiej - systematycznym wzrostem popytu na nowego rodzaju usługi, takie jak np. transmisja danych. Nowe produkty pozwolą na lepsze wykorzystanie już posiadanej przez nas sieci i, w efekcie, na zwiększenie przychodów. Na ten rok prognozujemy prawie 25-proc. wzrost przychodów ze sprzedaży - trudno więc mówić, że TP SA znajduje się w fazie zniżkowej.Jak Pan ocenia rozwój rynku telekomunikacyjnego w najbliższych latach?Przewidujemy, że w ciągu najbliższych 5-7 lat uda się uzyskać penetrację rynku w zakresie telefonii stacjonarnej na poziomie ok. 40%, a w zakresie telefonii komórkowej - na poziomie 16-20%. Oczywiście, rozwiną się usługi o wyższej wartości dodanej, w szczególności transmisja danych, a także szeroko rozumiane usługi internetowe. Są to podstawowe źródła wzrostu rynku telekomunikacyjnego w naszym kraju. Patrząc na doświadczenia innych państw możemy szacować, że gdyby nasi konkurenci inwestowali łącznie w tempie równym Telekomunikacji Polskiej przez najbliższe pięć lat, to po tym okresie TP SA będzie miała 70% rynku telekomunikacyjnego. Oczywiście, należy tu pamiętać, że będzie to rynek dwukrotnie większy niż obecnie. Inwestujemy ponad 1,2 mld dolarów rocznie i nie zamierzamy zmniejszać tych nakładów. Przyszły kształt rynku zależy jednak również od konkurencji.Jaka będzie pozycja TP SA po wejściu naszego kraju do Unii Europejskiej?Z punktu widzenia potencjału rynku, a także przyjmując, że utrzymamy tempo wzrostu gospodarczego dwukrotnie wyższe niż w krajach Unii Europejskiej, mamy szansę stać się docelowo 6-7 rynkiem europejskim. Z drugiej strony, widzimy bardzo szybko postępującą globalizację rynku telekomunikacyjnego, łączenie się operatorów w grupy partnerów strategicznych. Można przypuszczać, że za 5-10 lat 70% światowego rynku będzie zarządzane przez trzy, może cztery grupy globalne. Ważne jest, by TP SA w momencie pozyskiwania partnera strategicznego weszła do jednej z takich grup.Telekomunikacja Polska wprowadza obecnie dość znaczące zmiany w strukturze organizacyjnej. Jaki jest ich cel?W ostatnim czasie zachodzą poważne zmiany naszego otoczenia. Wchodzą w życie nowe regulacje prawne. Nowe są też oczekiwania i wymagania klientów. W dodatku Telekomunikacja Polska jest już spółką publiczną. Powoduje to, że musimy dostosować się do nowych warunków. Dynamika zmian w spółce od grudnia 1997 roku, czyli od wejścia do firmy nowego zarządu, jest bardzo duża. Przeprowadziliśmy prywatyzację, pozyskaliśmy nowe źródła kapitału, dostosowaliśmy strukturę spółki do potrzeb firmy handlowej, a nie przedsiębiorstwa, które opiera swoje działanie na administrowaniu państwowym majątkiem. Na tym planowane zmiany się nie kończą. Czeka nas jeszcze restrukturyzacja i reorganizacja całej firmy.Pod kątem różnych rodzajów klientów zostaną wydzielone części naszej organizacji, odpowiedzialne za przychody. Oznacza to, że część firmy będzie dedykowana klientom kluczowym, czyli tym, którzy przynoszą nam największe przychody, część - klientom biznesowym i część - największej grupie odbiorców naszych usług, czyli tak zwanym klientom mieszkaniowym. Każda z tych grup ma inne ozekiwania, potrzebuje innych produktów, a także innego standardu obsługi. Z tego względu musimy dostosować naszą firmę do tych potrzeb.Ponadto wydzielamy część organizacji odpowiedzialną za eksploatację urządzeń technicznych i za technologię. Pozwoli to na ograniczenie kosztów utrzymania i eksploatacji infrastruktury. Rozpoczęliśmy też proces centralizacji kontroli finansowej w naszej firmie, a także wyodrębniliśmy działy odpowiedzialne za zarządzanie zasobami ludzkimi. Ten duży program reorganizacyjny jest w trakcie realizacji. Nasza firma zatrudnia ponad 70 tys. pracowników i z natury rzeczy zmiany organizacyjne w tak dużej spółce wymagają czasu. Sądzę, że w ciągu roku uda nam się je zakończyć.Jak będzie wyglądała reorganizacja zatrudnienia?Wiadomo iż postęp technologiczny powoduje, że zmniejsza się zapotrzebowanie na pracowników zatrudnionych bezpośrednio przy utrzymaniu infrastruktury technicznej. Odwrotna tendencja występuje natomiast w działach sprzedaży i marketingu. Tak więc główny nacisk w procesie restrukturyzacji zatrudnienia kładziemy na jak najlepsze wykorzystanie zasobów ludzkich, które już posiadamy. Dzięki nowej strukturze zatrudnienia chcemy osiągnąć też zmianę wizerunku naszej firmy. Dążymy do tego, by uzyskała ona oblicze spółki handlowej.Jakie jest podejście pracowników do przeprowadzanych zmian?Świadomość konieczności zmian jest bardzo duża. Oczywiście, duże zmiany nigdy nie są przyjmowane z entuzjazmem. Przeprowadziliśmy akcję informacyjną o przekształceniach zachodzących w firmie. Uważam, że do reorganizacji przygotowaliśmy się profesjonalnie. Niemniej jednak, pewnie zostanie grupa zatrudnionych, którzy do końca nie będą przekonani do procesów zachodzących w spółce. Z drugiej strony chcemy, by nasi najbardziej wartościowi pracownicy mogli urzeczywistnić swoje aspiracje w nowej TP SA. Właśnie to, jak sądzę, sprawia, że przeprowadzane zmiany mają bardzo licznych zwolenników.Czy planując reorganizację wzorowaliście się na innych firmach telekomunikacyjnych?Wszystkie firmy naszej branży są w swej strukturze organizacyjnej bardzo podobne. Z tego względu to, co my robimy, nie jest typowo polskim eksperymentem, a jedynie wykorzystaniem światowego modelu.Czy zachodzące zmiany będą wiązały się ze zwolnieniami?Założyliśmy sobie bardzo ambitny program zwiększania wskaźnika liczby obsługiwanych klientów na jednego zatrudnionego. Realizujemy to w dwojaki sposób. Po pierwsze, przyłączamy co roku ponad 1,1 mln nowych klientów. Z drugiej strony, udało nam się zahamować wzrost zatrudnienia. Przygotowaliśmy również program wydzielania niektórych dziedzin poza struktury firmy. W ten sposób również zmniejszy się zatrudnienie w samej TP SA. Jest też grupa pracowników, którzy - ze względu na zachodzące u nas zmiany technologiczne - będą mogli skorzystać z programu zachęt do odchodzenia na wcześniejsze emerytury lub odpraw z tytułu zwolnień z winy pracodawcy. Tak więc można powiedzieć, że zatrudnienie w TP SA będzie się zmniejszać.Ilu pracowników mogą dotyczyć zwolnienia związane z rozwojem technologii?Około 2 tys. osób rocznie.W prospekcie emisyjnym znajdowały się zapisy, że TP SA nie posiada scentralizowanego systemu zarządzania płynnością. Jak to wygląda obecnie?W prospekcie uczciwie opisaliśmy sytuację. Nie oznaczało to jednak, że nie byliśmy w stanie zarządzać płynnością. Uważaliśmy jedynie, że to jest dziedzina, w której musimy dokonać bardzo dużej poprawy. Zintegrowaliśmy już system finansowo-księgowy. Jest on podstawą do zarządzania operacjami biznesowymi. Ograniczyliśmy liczbę systemów bilingowych praktycznie do dwóch. Przeprowadzamy też integrację wszystkich systemów tak, by można było podejmować skutecznie wszelkie decyzje biznesowe na podstawie informacji rzetelnych i uzyskiwanych w czasie rzeczywistym.Te kroki pozwolą nam na scentralizowanie kontroli kosztów operacyjnych i ocenę, czy zainwestowany przez nas kapitał uzyskuje założony poziom rentowności.Jaka będzie polityka taryfowa Telekomunikacji?Od pewnego czasu bardzo intensywnie modyfikujemy taryfy, by zlikwidować wzajemne subsydiowanie pomiędzy poszczególnymi rodzajami usług. Chodzi o to, by taryfy wynikały bezpośrednio z kosztów poszczególnych rodzajów usług. Oznacza to m.in. wzrost opłat za dostęp do sieci, stałego abonamentu oraz opłat za połączenia lokalne, gdyż te są jedne z najniższych w Europie. W sposób znaczący będą się natomiast zmniejszały opłaty za połączenia międzymiastowe oraz, w nieco mniejszym stopniu, międzynarodowe.Zmiana struktury taryf ma pozwolić na dostosowanie ich do standardów europejskich, gdyż jest tylko kwestią czasu, kiedy nasza spółka będzie zmuszona do konkurowania właśnie na tym rynku. W przypadku TP SA stosunek taryf międzymiastowych do lokalnych wynosi 1 do 8 - w Europie proporcja ta wynosi 1 do 4. Musimy jednak brać pod uwagę elastyczność rynku i, w związku z tym, zmiany nie mogą być wprowadzone jednym ruchem. Chcielibyśmy jednak w ciągu dwóch lat zakończyć modyfikację struktury taryf.Czego TP SA oczekuje od inwestora strategicznego?Przede wszystkim oczekujemy partnerstwa. Chodzi tu o doświadczenie i wiedzę wnoszoną do firmy, a także jeszcze większy i tańszy dostęp do międzynarodowych rynków finansowych. Liczymy na know-how w dziedzinie marketingu i handlu, przekładania technologii telekomunikacyjnych na nowe usługi. Oczekujemy też, że poprzez politykę aliansową z partnerem strategicznym będziemy mogli brać udział w wymianie ruchu międzynarodowego na globalizującym się rynku światowym.Telekomunikacja znaczną część inwestycji finansuje długiem denominowanym w walutach. Jak wygląda zarządzanie ryzykiem kursowym w firmie?Nadal kapitał pozyskiwany na rynkach międzynarodowych jest tańszy niż na polskich. Dodatkowo, należy brać pod uwagę płytkość krajowego rynku. Początek bieżącego roku, kiedy obserwowaliśmy stosunkowo szybki spadek wartości złotego, był rzeczywiście bardzo niepokojący. Później jednak okazało się, że nie należało wykonywać żadnych gwałtownych ruchów, gdyż kurs się ustabilizował. Telekomunikacja, oczywiście w pewnym stopniu, zabezpiecza swą ekspozycję na ryzyko kursowe, jednak nie w całości. Prowadzimy politykę bardzo elastyczną, dostosowaną do sytuacji na rynku finansowym. Generalnie będziemy dążyć do tego, by zmienić naszą strukturę zadłużenia. Do tej pory jego większa część denominowana jest w dolarach. Chcemy, by ciężar ten przesunął się w stronę euro. Dzięki utrzymywaniu parytetu między euro, a dolarem znacznie zmniejszy się nasze ryzyko kursowe. Ponadto należy pamiętać, iż ujemne różnice kursowe, obciążające wynik spółki, mają charakter memoriałowy i nie wiążą się z wypływem gotówki z firmy. Dzięki przeprowadzeniu ostatniej emisji obligacji udało nam się zmniejszyć średni koszt finansowy naszego kapitału aż o 6 pkt. proc. Jak więc widać, pozyskiwanie kapitałów na rynkach międzynarodowych jest opłacalne.Jaką część zagranicznego zadłużenia spółka zabezpiecza przed ryzykiem kursowym?Odpowiedź na to pytanie wymaga pewnego uszczegółowienia. Znaczna część środków, pozyskanych dzięki emisji obligacji, nie została jeszcze zainwestowana. W związku z tym nie są one objęte transakcjami zabezpieczającymi. W stosunku do uruchomionych środków jest to ok. 25%Czy planowana zmiana struktury walutowej zadłużenia oznacza, iż kolejna emisja obligacji, którą zapowiada spółka, mogłaby być denominowana w euro?Możliwe, że nowa emisja obligacji w całości denominowana będzie w euro.Czy nie obawia się Pan, że po wejściu konkurencji do dużych miast, takich, jak na przykład Warszawa, walka o rynek nie będzie polegała na rozbudowie infrastruktury, a na wzajemnym podkupywaniu klientów?Zakładamy, że tak się właśnie stanie. Dlatego, tak jak już wspominałem, reorganizacja TP SA idzie w tym kierunku, by część naszej organizacji wydzielić do opieki nad najważniejszymi klientami biznesowymi.Okazało się, że polityka koncesyjna, która miała doprowadzić do rozbudowy infrastruktury telekomunikacyjnej w naszym kraju, takiego efektu nie przyniosła. Nadal duża grupa klientów, która nie ma dostępu do sieci, nie odnosi planowanych korzyści z liberalizacji rynku. Gdyby wszyscy operatorzy, którzy uzyskali zezwolenia na działalność telekomunikacyjną, wypełnili zobowiązania koncesyjne, to w tej chwili powinniśmy mieć już sieć dostępową wybudowaną przez konkurencję TP SA, obejmującą 2 mln nowych klientów.Nowym operatorom nie zależy na budowie infrastruktury, a na odbieraniu klientów Telekomunikacji. Jesteśmy jednak na to dobrze przygotowani dzięki wspomnianym już zmianom organizacyjnym. Wydaje mi się też, że rząd zweryfikuje swą politykę w zakresie telekomunikacji. Jeśli tak się nie stanie, walka o utrzymanie naszych obecnych klientów zmusi nas do wycofania części środków przeznaczonych na inwestycje infrastrukturalne. Mam nadzieję, że regulator rynku do tego nie dopuści.El-Net otrzymał już koncesję na obszar byłego województwa warszawskiego. Jak Pan uważa, kiedy ta firma będzie w stanie z wami konkurować?Może być to krótki okres. Wydaje mi się, że w ciągu ok. 6 miesięcy może rozpocząć działalność. Nic złego się nie stanie, jeśli to klient będzie wybierał usługę, jednak najlepiej, gdy może korzystać z usług obu operatorów. Jeśli takie będzie podejście konkurencji w Warszawie - wszyscy na tym skorzystamy, gdyż globalnie ruch w sieci będzie większy. Natomiast, jeżeli konkurencja sprowadzi się do podkupywania nam klientów, to na dłuższą metę nikt na tym nie skorzysta.Mówił Pan o nieuczciwych ruchach konkurencji. To jednak Telekomunikacja przegrywała procesy o praktyki monopolistyczne.Budujemy ok. 1,1 mln dostępów rocznie. Gdzieś to musimy budować. Z tego względu konkurencja może to odbierać jak wchodzenie na teren, na którym oni rozpoczynają działalność. Mogę jednak podać kilka przykładów, gdzie TP SA całkowicie wycofała się z obszaru, na którym - jak wiedzieliśmy - konkurencja chciała zainwestować duże środki w rozwój sieci dostępowej.Dziękuję za rozmowę.
.