ABN Amro widzi hossę na emerging markets

Według ABN Amro, 2000 r. będzie dobry dla giełd na rynkach wschodzących. Napływ kapitału do Polski może zostać jednak powstrzymany przez wewnętrzne problemy makroekonomiczne, szczególnie wzrost deficytu budżetowego i handlowego.- Spodziewamy się możliwości odwrócenia postrzegania ryzyka przez inwestorów - powiedział przebywający w Warszawie główny strateg inwestycyjny ABN Amro Asset Management Gerben Jorritsma. Oznacza to, że inwestorzy, którzy za bezpieczniejsze uważali dotychczas lokaty w stabilnych i rozwiniętych państwach, zmienią zdanie i będą bardziej aktywnie działać na emerging markets.Na zmianie poglądów nt. inwestowania na emerging markets skorzystają oczywiście nie wszystkie państwa zaliczane do tej kategorii. Jednym z beneficjentów może być jednak Polska, która - w opinii zachodnich kół finansowych - zostanie członkiem Unii Europejskiej w 2005 r. Perspektywa wejścia do UE doprowadzi nie tylko do zwiększenia napływu kapitałów, ale także do przyśpieszenia procesów restrukturyzacji firm.G. Jorritsma zwrócił jednak uwagę na niebezpieczeństwo, jakie niesie ze sobą wzrost deficytu budżetowego i handlowego. Jego zdaniem, jeśli taka tendencja utrzyma się, to po zakończeniu prywatyzacji jedynie napływ kapitału z zagranicy będzie sposobem na zapobieżenie destabilizacji polskiej gospodarki. Suma obu tych deficytów wyniesie w br. około 10% PKB. Strateg ABN Amro nie chciał jednak powiedzieć, przy jakim poziomie deficytów zachodnie instytucje finansowe mogą przestać uznawać Polskę za stabilny kraj i wycofać swoje pieniądze. - Samo mówienie o jakimś konkretnym poziomie mogłoby doprowadzić do zawirowań - twierdzi G. Jorritsma.ABN Amro interesowało się dotychczas akcjami przede wszystkim stabilnych i płynnych spółek, m.in. w sektorze bankowym i budowlanym. Zdaniem Raymondo Egginka, doradcy inwestycyjnego polskiej filii ABN Amro Asset Management, ostatnia zwyżka cen akcji spółek technologicznych w USA spowodowała, iż polskie firmy high--tech postanowiły upublicznić informacje związane z inwestycjami w internet. - My na razie przyglądamy się temu sektorowi. Nie kupujemy marzeń, kupujemy fakty - podkreślił R. Eggink. - Amerykańskie firmy internetowe mają bardzo łatwy dostęp do źródeł finansowania. Gdyby okazało się, że np. Yahoo! chciałoby założyć firmę Yahoo Polska, oznaczałoby to poważne problemy dla wszystkich polskich spółek zajmujących się internetem - dodał.

GRZEGORZ BRYCKI