Internetowa historia
W latach 1991?1994 brakowało licencjonowanych maklerów. Wkrótce jednak rynek ?wyprodukował? ich tylu, że środowisko to (szczególnie w małych ośrodkach) dotknął problem bezrobocia. Na przełomie 1998 i 1999 r., w związku z uruchamianiem pierwszych Powszechnych Towarzystw Emerytalnych, brakowało doradców inwestycyjnych. Już pracujący w zawodzie windowali płacowe żądania i zmieniali z niezłym przebiciem miejsca pracy. Ostatnio, dzięki większej podaży, ?ceny? doradców znacznie spadły. Czego potrzebował rynek na początku 2000 roku? Internetu, czyli m.in. dziennikarzy i informatyków do powstających portali internetowych, a inwestorzy ? hossy i deklaracji spółek, że w ten internet będą inwestować. Na fali rosnących wycen amerykańskich spółek tzw. nowej gospodarki gorączka zakupów ogarnęła także Warszawę. W marcu i kwietniu WIG bił kolejne rekordy. Była więc hossa. Deklaracje też, gdyż rynek nie znosi próżni.Pod wpływem internetowej gorączki giełdowe spółki przebijały się w deklaracjach dotyczących wysokości przyszłych inwestycji w teleinformatykę. W połowie marca PARKIET podliczył je łącznie na około 2 mld zł. Kilka czy kilkanaście milionów złotych nie robiło na nikim wrażenia, ale kilkadziesiąt czy kilkaset to już było coś. Mnożyły się zapowiedzi budowy kolejnych portali, wortali, e-biznesów itp. Nietaktem były pytania o przyszłe zyski i koszty przedsięwzięcia. Jednym z najważniejszych kryteriów, branych pod uwagę przy wycenie projektowanego przedsięwzięcia, była wysokość deklarowanych inwestycji, ich wpływ na zwiększenie udziału w rynku oraz najlepiej ?niewyczerpywalne? źródła finansowania.Jak oceniano szumne zapowiedzi prezesów zarządów? Zasada była prosta ? rynek oczekiwał i nagradzał. Im wyższa zadeklarowana kwota ? tym lepiej dla giełdowego kursu. Presja związana z oczekiwaniami inwestorów była bardzo duża. Ostrożne deklaracje Agory, AMS i ComputerLandu (słuszne ? jak się dzisiaj okazuje) rozczarowały rozgorączkowany tłum. Sceptycy byli wówczas w zdecydowanej mniejszości. W efekcie jednak akcje właśnie tych spółek najmniej straciły w ostatnich miesiącach na wartości. Kolejne magiczne określenie, podgrzewające internetową hossę, to branżowi inwestorzy. Optimus, Softbank, Szeptel na fali tak dużego zainteresowania sektorem IT powinny już dawno ich pozyskać. Jak widać, nie jest to jednak takie proste. Znacznie prostsze jest windowanie kursów spółek o niewielkiej kapitalizacji pod hasłem medialno-internetowych przedsięwzięć. Emocje inwestorów rozgrzał ostatnio Chemiskór ? ulubiony papier spekulantów sprzed kilku lat.Opadły emocje. Spadły giełdowe kursy spółek IT. Dlaczego? Rynek nie znosi próżni, tym bardziej że internetowi jest obce słowo koncesja. Powstałych w ostatnim roku projektów chyba nikt już nie liczy. Realizowane są one przez m.in. kilkanaście spółek giełdowych, kilkadziesiąt prywatnych firm oraz venture capital, kilkaset osób prywatnych. Na tym polu krwawa walka konkurencyjna dopiero się zaczyna. Do pierwszych bankructw jeszcze nie doszło, ale są już pierwsze ofiary. Okazuje się, że już mamy nadpodaż ?dziennikarzy portalowych?. Do nadpodaży informatyków daleko, ale i tę lukę rynek z pewnością wypełni. Rynek nie znosi próżni.
DARIUSZ JAROSZ