Faksem z Gdańska
Czy awans Polaka może być kłopotem dla Polski? Czytając pierwsze oceny niespodziewanego przejścia Hanny Gronkiewicz-Waltz z NBP do EBOR, odnosi się wrażenie, że troska przeważa nad nadzieją. Pomimo że jest to pierwsza wędrówka naszego krajowego decydenta na szczyty zarządzania międzynarodowymi finansami.W kraju akcentuje się raczej fakt odejścia, czyli opuszczenia stanowiska, aniżeli fakt nominacji, czyli awansu na forum międzynarodowym. Przeważa niepokój o reakcje rynku pieniężnego i klimat inwestycyjny wokół Polski. Pierwsze reakcje na rynku walutowym nie są zbyt nerwowe. Zaś rynek giełdowy, starym obyczajem, wpatrzony jest w Amerykę i tylko kątem oka śledzi roszady w NBP.Wszystko zależy od wskazania następcy pani Gronkiewicz-Waltz. Kilka miesięcy temu, szybkie wskazanie na Jarosława Bauca, jako ministra finansów, uspokoiło rynki po odejściu Leszka Balcerowicza. Procedura nominacji i jakości kandydatury nowego prezesa NBP będzie więc miała kluczowe znaczenie, zwłaszcza, że zbiegnie się w czasie z prezentacją budżetu 2001 w parlamencie. W tej chwili mamy więc dwie niewiadome i zgadzam się, że nie jest to korzystne dla wizerunku kraju.Dodatkowa okoliczność to nasza wiarygodność i przewidywalność rozwoju sytuacji na tle innych krajów aspirujących do Unii Europejskiej. Akurat wizytuje nas Guenter Verheugen, komisarz Unii do spraw rozszerzenia. Wyspecjalizował się on ostatnio, podobnie jak jego koledzy, w nadawaniu niejasnych sygnałów, sugerujących chwiejne stanowisko Brukseli.Aktualnie przeważa mocna wola zrobienia dużego kroku w okolicach roku 2005 (uwzględniając proces ratyfikacji), co oznaczałoby przyjęcie aż 10-ciu krajów, bez Rumunii i Bułgarii. Z moich kontaktów z rozmaitymi postaciami z tamtej, unijnej strony, wynika, że rzeczywiście Komisja Europejska na serio dąży do ?wielkiego otwarcia?. Zupełnie inne jest jednak widzenie tej sprawy przez demokratycznych polityków z krajów Unii Europejskiej. Muszą oni brać pod uwagę nastroje społeczne, niechętne domniemanym kosztom, gdyż kalkulują swoje szanse wyborcze i ani myślą umierać za rozszerzenie.Polska jest postrzegana jako największy problem. Jedynym twardym orędownikiem przyjęcia Polski w pierwszej rundzie są politycy niemieccy, niezależnie od koloru partyjnego. Ale i oni po cichu dają do zrozumienia, że ich rząd nie zechce zająć oficjalnego stanowiska w kwestii polityki rolnej i swobody przepływu rąk do pracy przed wyborami roku 2002. Jeśli to prawda, grozi nam przewlekanie negocjacji i opóźnienie całego kalendarza.Odnoszę wrażenie, że nie tylko politycy Zachodu, ale i niezbyt solidarni politycy Centralnej Europy wypatrują w Polsce jakiegoś pretekstu do negatywnej oceny naszej sytuacji wewnętrznej i przesunięcia tego dużego problemu na później. Jest to dodatkowy, istotny kontekst obsady NBP i równoległej debaty budżetowej.
JANUSZ LEWANDOWSKI