Pasażerowie wsiadają do samolotu tylko dlatego, że mają pełne zaufanie do stanu technicznego maszyny i sterującego nią pilota. Podobnie pracownicy narodowego przewoźnika powinni ufać osobie, która ma zarządzać rozwojem ich przedsiębiorstwa.
Marek Mazur był popierany przez załogę. Mógł scementować całą firmę, aby dynamicznie rywalizowała na niezwykle konkurencyjnym rynku lotniczym. Został wybrany w konkursie, w którym oceniane było profesjonalne przygotowanie. Teraz jego odwołanie może tym bardziej scementować załogę LOT-u - ale nie w zakresie dalszego rozwoju biznesu, lecz przeciw resortowi skarbu.
Ostatnio Piotr Ikanowicz, dyrektor finansowy LOT-u, prezentując wyniki spółki i jej plany rozwoju, mówił, że mimo "panującej mgły" samolot (przedsiębiorstwo) zmierza w wyznaczonym kierunku. Chociaż przed nami słoneczny letni sezon - najważniejszy okres w przewozach pasażerskich - mgła może się zagęścić.
Ciekawe, co dla resortu skarbu jest ważniejsze? Czy obsadzić stołki członków zarządu swoimi przedstawicielami i tym samym kontynuować wojnę z załogą firmy? Czy szukać porozumienia? Swoją drogą zastanawiające, co w planowanych konkursach na ponowny wybór członków zarządu będzie teraz priorytetem: profesjonalizm czy lojalność wobec ministerstwa? Sygnały o trwającym konflikcie mogą w końcu dotrzeć także do pasażerów. I zamiast ich przybywać - tak jak zakłada P. Ikanowicz - nagle okaże się, że na pokładach samolotów LOT-u będzie ich coraz mniej. Konsekwencje poniosą wszyscy. Skarb Państwa też, kiedy w końcu podejmie decyzję o wprowadzeniu akcji spółki na GPW. Ich wartość może być wówczas dużo mniejsza.