Dane o rocznym wzroście sprzedaży detalicznej w lutym o 17,5 proc. nie pozostawiają wątpliwości, że polska gospodarka nie tylko nie traci tempa, ale nawet coraz bardziej przyśpiesza. Ostatnio sprzedaż rosła szybciej przed trzema laty, ale wówczas był to efekt "przedakcesyjnego boomu". W zasadzie trudno obecnie znaleźć wskaźniki ekonomiczne, które nie potwierdzałyby, że gospodarka ma się świetnie. A ponieważ tendencja jest wzrostowa, nic nie stoi na przeszkodzie, by tempo w kolejnych miesiącach było jeszcze szybsze.
Cały problem polega na tym, że zbyt szybki wzrost grozi przegrzaniem koniunktury. To zjawisko - dobrze znane inwestorom giełdowym, przyzwyczajonym do tego, że po okresie gwałtownej zwyżki kursy akcji często pogrążają się w równie szybkich spadkach - sprawdza się także w odniesieniu do gospodarki. Podobnie jak w przypadku giełdy, największa trudność polega na odgadnięciu, w którym momencie koniunktura jest już na tyle rozpędzona, że grozi to jej załamaniem.
Dlatego dane o sprzedaży detalicznej to niekoniecznie aż tak dobra wiadomość dla Rady Polityki Pieniężnej, która zbiera się w nadchodzącym tygodniu. Jej członkowie coraz częściej stawiać będą sobie pytanie, czy sytuacja nie dojrzała już do tego, by podwyższyć stopy procentowe. Tym bardziej że decyzja taka wpłynęłaby na gospodarkę z opóźnieniem, a zbyt późna podwyżka mogłaby bardziej zaszkodzić niż pomóc. Na razie jeszcze przed takimi krokami może powstrzymać Radę wciąż niska roczna inflacja bazowa, która w lutym wyniosła 1,6 proc.