Pomysłu PiS nie popiera największy klub opozycyjny. - Społeczną i polityczną kompromitacją było powołanie bankowej komisji śledczej. Z komisją ds. NFI mogłoby być podobnie, dlatego jej tworzenie mija się z celem - uważa Aleksander Grad, poseł Platformy Obywatelskiej i przewodniczący Komisji Skarbu Państwa. Dodaje, że jeśli były nieprawidłowości, to trzeba je badać i rozstrzygać w ramach funkcjonujących instytucji, takich jak: prokuratury, sądy, Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego, Centralne Biuro Antykorupcyjne.
Fundusze na celowniku
Program NFI był już w przeszłości wielokrotnie krytykowany za upolitycznienie, brak kontroli nad wydatkami dla zarządzających i nad spółkami portfelowymi. Wystarczy przypomnieć opisywaną przez "Parkiet" sprawę przejęcia kontroli nad Foksal NFI oraz Firmą Chemiczną Dwory - największą spółką w programie NFI. Zdzisław Ingielewicz, szef tej ostatniej firmy, mógł zarobić nawet 50 mln zł, obracając gotówką, którą pożyczył od własnej spółki, i skupując akcje funduszu. Inna znana sprawa, która może trafić przed komisję śledczą, to walka o kontrolę nad trzema funduszami - Zachodnim, Siódmym i Foksalem - pomiędzy PZU Życie i Skarbem Państwa a inwestorami finansowymi w latach 2000-2001. Zakończyła się ona przejęciem tych spółek przez osoby powiązane z ich kierownictwem.
Działalności funduszy wielokrotnie przyglądała się też Najwyższa Izba Kontroli, która dwa lata temu opublikowała obszerny raport krytykujący sposób, w jaki zrealizowano program powszechnej prywatyzacji. NIK skierowała zresztą do prokuratury kilkadziesiąt doniesień o popełnieniu przestępstwa.
Zarzuty o nieprawidłowości dotyczą okresu sprzed kilku lat. Od tego czasu większość funduszy znalazła nowych właścicieli i prowadzi nową działalność, często pod zmienioną nazwą. Ich przedstawiciele nie spodziewają się, by poza negatywną reklamą, powołanie komisji miało istotny wpływ na biznes, jaki prowadzą. Komisja zapewne powstanie, pomimo sprzeciwu opozycji sejmowej, gdyż będą jej chcieli wszyscy koalicjanci.
Historia programu NFI