Wczoraj Amerykanie wyprowadzili inwestorów z Europy, mówiąc kolokwialnie, w pole. Giełdy w USA zareagowały bowiem zdecydowanym spadkiem na publikację fatalnych danych z amerykańskiego rynku nieruchomości (spadek sprzedaży nowych domów do najniższego poziomu od 7 lat, zamiast oczekiwanego wzrostu). To natychmiast przełożyło się na mocne spadki, ospałych wcześniej, europejskich rynków akcji. W tym GPW. I tak indeks WIG20, zakończył dzień na poziomie 3464,33 pkt., czyli zniżką o 1,35 proc. To około 1 proc. więcej, niż to wynikało z notowań przed publikacją danych z USA.
Wczorajsze spadki za oceanem, zakończyły się jednak po zakończeniu handlu w Europie i w kolejnych godzinach trwało odrabianie strat. Ostatecznie zamiast dużych spadków, Dow Jones spadł zaledwie o 0,1 proc., natomiast S&P500 zyskał 0,1 proc., a Nasdaq Composite wzrósł o 0,27 proc.
Sytuacja techniczna na wykresie WIG20, pomimo tego, że znajduje się on niewiele poniżej szczytu wszech czasów na poziomie 3549,33 pkt. (szczyt z 1 lutego br.), sprzyja stronie popytowej. Przed zniżką indeks ten broni bowiem luka hossy z czwartku (3402,15-3464,44 pkt.). Jej pokonanie wymagać będzie naprawdę silnych impulsów. Przede wszystkim z USA.
Jako, że w tygodniu, który kończy miesiąc i kwartał, o silne spadki na Wall Street może być bardzo trudno, szczególnie, że nastroje są prowzrostowe, więc z dużym prawdopodobieństwem można przyjąć, że w najbliższych dniach większe spadki są mało realne. Mógłby je bowiem sprowokować tylko szef Fed, podczas swojego jutrzejszego wystąpienia. Tyle, że Ben Bernanke, raczej będzie chciał uspokoić rynki, niż przestraszyć. Stąd też twierdzenie o małych szansach na silne spadki w tym tygodniu, jest prawdziwe. Pozostaje więc oczekiwać na większe lub mniejsze wzrosty.
Marcin R. Kiepas, analityk DM X-Trade Brokers