Wbrew obawom nawet duży wzrost wynagrodzeń nie musi zagrozić wynikom finansowym przedsiębiorstw. Dlaczego? Wydatki na pracowników stanowią niewielką część całkowitych kosztów firm. W ubiegłym roku w sektorze przedsiębiorstw wszystkie takie koszty (płace, ubezpieczenia i inne świadczenia) stanowiły tylko 17 proc. wydatków ogółem.
Udział płac w kosztach spadł
W dodatku - jak zwracała uwagę kilka dni temu Halina Dmochowska, wiceprezes Głównego Urzędu Statystycznego - mimo że mieliśmy już do czynienia ze znaczącym wzrostem wynagrodzeń i rekordowym przyrostem liczby zatrudnionych, udział tego typu wydatków w całkowitych kosztach był mniejszy niż rok wcześniej. Wtedy wyniósł 17,5 proc. Zdaniem Bartosza Pawłowskiego, ekonomisty ING Banku Śląskiego, w tym roku średni wzrost przychodów firm ze sprzedaży można szacować na 15-20 proc. Oznaczałoby to, że będą one rosły szybciej niż przed rokiem, gdy zwyżka nie przekroczyła 14 proc.
Skutek? - Nawet kilkunastoprocentowa dynamika wydatków na zatrudnienie nie musi przełożyć się negatywnie na wyniki finansowe firm - ocenia ekonomista ING BSK. Zaznacza, że w takim stopniu może się zwiększyć fundusz płac. Na jego wysokość mają wpływ nie tylko wynagrodzenia, ale i liczba osób, które je dostają.
Jeśli z punktu widzenia firm gdzieś czają się kłopoty, to właśnie tutaj. - Kiedy bezrobocie spadnie do ok. 5 proc., firmy napotkają rzeczywistą barierę w postaci braku rąk do pracy. Wtedy do tego, by zwiększać sprzedaż, kluczowe okaże się zwiększanie wydajności - ocenia Maciej Bukowski z Instytutu Badań Strukturalnych. Zgadza się z nim Witold Orłowski, ekonomista PricewaterhouseCoopers: - Już niedługo będziemy mieli do czynienia z sytuacją, w której podaż pracy będzie ograniczeniem dla wzrostu gospodarczego - ocenia W. Orłowski.