Nieoczekiwanie ogłoszone wczoraj podniesienie naszego ratingu przez agencję Standard & Poor?s nie mogło w rzeczywistości spowodować dużego zaskoczenia. Po pierwsze, inne agencje już wcześniej przyznały Polsce lepsze oceny, a po drugie - podstawą do zmiany opinii o wiarygodności danego kraju są informacje z przeszłości, dobrze już znane pilnie obserwującym gospodarkę inwestorom. W efekcie reakcja rynków finansowych na decyzję S&P była bardzo ograniczona. Notowania złotego jedynie na chwilę wyrwały się z marazmu, w jakim pozostają od wielu dni. Podobnie było z obligacjami, w przypadku których wzrost cen był symboliczny. Pozostają one przede wszystkim pod wpływem spekulacji dotyczących terminu i skali podwyżek stóp procentowych. Zresztą ze strony RPP można było usłyszeć, że zmiana ratingu nie będzie miała wpływu na decyzje o kosztach pieniądza w przyszłości. Natomiast z perspektywy giełdy rating kraju ma relatywnie najmniejsze znaczenie. Tym bardziej teraz, gdy zagranicznych inwestorów na naszym parkiecie nie ma zbyt wielu.

Czy więc decyzja Standard & Poor?s nie miała większego znaczenia? Wydaje się istotna z dwóch powodów. Poprawi postrzeganie naszego kraju na arenie międzynarodowej i w efekcie przyczyni się do obniżenia kosztów pozyskiwania środków, choćby na finansowanie zadłużenia Polski. Jednocześnie eksperci wysłali czytelny sygnał o niewykorzystywaniu przez rząd szansy na jeszcze lepszą ocenę wiarygodności. Umożliwiłyby ją strukturalne reformy gospodarki.