Niska aktywność inwestorów i dobra atmosfera na światowych parkietach w trakcie czwartkowych notowań pozwoliły naszemu rynkowi z nawiązką odrobić niewielkie straty poniesione w poprzednich dniach. Trudno jednak tę sesję traktować jako przełomową. Widać, że nasza giełda w dalszym ciągu pozostaje pod dużym wpływem tego, co dzieje się na świecie. To zaś stwarza trudność dla krótkoterminowych inwestorów, gdyż niekoniecznie sesje w USA kończą się tak jak zaczynają, a do tego nie zawsze zakończenie notowań za oceanem ustala nastroje na następny dzień na rynkach europejskich. Taka nerwowość zresztą jest widoczna również na innych rynkach. W środę na fali gorszej atmosfery na świecie jen wyraźnie się umacniał, by wczoraj praktycznie stracić wszystko, co zyskał dzień wcześniej. Trudno przy tym jednoznacznie określić, z których rynków sygnały są kluczowe. Czy zachowanie giełd wpływa na decyzje inwestorów walutowych, czy może odwrotnie - indeksy szukają sygnałów dotyczących poziomu akceptowanego ryzyka na foreksie. Równocześnie trudno jest odnaleźć jeden klucz do reakcji inwestorów giełdowych. We wtorek i środę dość spokojnie reagowali na złe doniesienia z gospodarki, co mogło wskazywać na siłę byków. Jednak wczoraj, gdy informacje o dynamice PKB okazały się lepsze od spodziewanych, indeksy nie miały sił kontynuować zwyżki. Już po półtorej godzinie notowań S&P 500 zbliżył się do zamknięcia z poprzedniego dnia. To wskazuje, że obawy o kondycję gospodarki wciąż są aktualne. Zresztą taka reakcja była zrozumiała w sytuacji, gdy inwestorzy wybiegają myślami w przyszłość, a stan gospodarki w IV kwartale już dawno znalazł
odzwierciedlenie w cenach akcji. Wczorajsza zwyżka nie była
na tyle silna, by mówić
o zażegnaniu niebezpieczeństwa powstania na wykresie WIG
formacji wyspy odwrotu. Ryzyko takiego obrotu spraw jednak znacznie zmalało. Każda kolejna zwyżka będzie scenariusz budowany na tej podstawie wykluczać. Nie zmieni to natomiast faktu, że dla WIG wsparcie nieco poniżej 56 tys. pkt pozostaje kluczowym dla