Amogło być jeszcze lepiej, gdyby nie załamanie koniunktury, które dosięgło światowe giełdy w drugiej połowie lutego. Skutecznie wystraszyło kilka spółek, które zdecydowały się odłożyć w czasie sprzedaż akcji inwestorom i debiut na rynku publicznym. Mogły powiększyć pulę o co najmniej 2,5 miliarda dolarów.
W porównaniu z pierwszymi trzema miesiącami zeszłego roku wartość sprzedanych na świecie akcji, zarówno w ofertach pierwotnych, jak i na rynku wtórnym, zwiększyła się o 5,7 proc. - wynika z wyliczeń agencji Bloomberga.
Brakuje entuzjazmu...
Spółek, które przełożyły oferty publiczne, było przynajmniej sześć, m.in. holenderski NIBC i kanadyjska OncoGenex Technologies. NIBC to bank inwestycyjny należący do funduszu hedgingowego J. C. Flowers. W połowie marca odwołał wartą 1,5 mld euro ofertę, tłumacząc to zbyt dużą zmiennością na rynkach finansowych. Tę samą przyczynę podała kanadyjska spółka, która specjalizuje się w nowych metodach leczenia raka, i która chciała zadebiutować na giełdzie nowojorskiej.
- Jeśli korekta na rynku przynosi spadek cen akcji, dotyka to w pierwszym rzędzie spółek sprzedających akcje na rynku publicznym, bo do wzrostu ich notowań potrzebny jest entuzjazm inwestorów - ocenia Salvatore Morreale, cytowany przez Bloomberga specjalista z domu inwestycyjnego Cantor Fitzgerald w Los Angeles.