Wicepremier Zyta Gilowska w asyście szefa rządu zaprezentowała wczoraj projekt reformy finansów, która stać się ma jej opus magnum. Dziennikarze pamiętają jednak podobną konferencję przed rokiem, również w okolicach daty znanej jako prima aprilis.
Tym razem ma być inaczej. Stosowne projekty ustaw już dziś będą opublikowane. Co więcej, Zyta Gilowska ma pełne poparcie premiera - mimo że podobno zmiany politykom, zwłaszcza lokalnym baronom, nie wyjdą na dobre. Ograniczyć mają bowiem pole do nadużyć.
I tu pojawia się wątpliwość, znana dobrze adeptom sztuki zarządzania. Czy wywrócenie struktury organizacyjnej do góry nogami spowoduje, że wyniki będą lepsze? A może chodzi tylko o zmianę nazewnictwa?
Nic więc dziwnego, że wszyscy bez wyjątku zastanawiają się, czy skala zapowiadanych oszczędności (10 mld zł) nie jest przesadzona. Nikt bowiem nie przedstawił realnych wyliczeń. Pozostaje wierzyć, że pani premier nie zawiedzie intuicja.
Inaczej bowiem ta "wielka chwila", jak określano wczoraj prezentację reform, okaże się "wielką chwilą" jedynie dla tysięcy urzędników państwowych i samorządowych. Przecież to oni oczekują najbardziej niecierpliwie na szczegóły zmian. To ich w pierwszej kolejności dotyczą wszelkie przesunięcia budżetowych pieniędzy czy zmiany funkcjonowania jednostek budżetowych.