Nie chodzi tylko o niezłe nastroje na giełdach. Indeks DJ Stoxx 600, obrazujący notowania na Starym Kontynencie, wyrównał w środę szczyt z końca lutego. Te wpływają raczej na brak skłonności do sprzedawania po niższych cenach, co ułatwia zadanie bykom. Z naszego punktu widzenia kluczowe okazały się zwyżki cen surowców. To pociągnęło mocno w górę kursy KGHM i Orlenu. Słabiej wypadły natomiast banki, na których postrzeganie wpływ ma oczekiwana podwyżka stóp procentowych. Zresztą, jeśli chodzi o stawki rynkowe (WIBOR czy obligacje), to się już praktycznie dokonała. Przesunięcie w ostatnich dniach środka ciężkości zainteresowania inwestorów z mniejszych firm na największe przypomina sytuację z drugiej połowy lutego, kiedy było podobnie. Ta analogia ze względu na podobne czynniki determinujące notowania wtedy i teraz będzie nam zapewne dalej towarzyszyć. Inwestorzy mają świadomość mocno wygórowanych wycen w segmencie mniejszych spółek, ale dobre prognozy gospodarcze, a także sprzyjająca atmosfera na światowych parkietach pozwalają się tym nie przejmować.
Dlaczego drożeją surowce?
Czwartkowa sesja pokazała, jak istotny jest klimat do inwestowania na świecie. Jego pogorszenie wywołało realizację zysków, która szczególnie dotknęła mniejsze firmy. Duże spółki wypadły lepiej dzięki przedsiębiorstwom surowcowym. Znów ich kondycja zaczyna mieć bardzo duże znaczenie dla ogólnej koniunktury na naszym parkiecie. Stąd kluczowe staje się pytanie o przesłanki tak silnego wzrostu cen ropy czy miedzi w warunkach niepewności co do przyszłości gospodarki USA. Podobnie jak przez ostatnie cztery tygodnie, miedź drożała w ostatnich latach rzadko. Wobec tego uzasadnione wydaje się pytanie, na ile był to spekulacyjny, a na ile fundamentalny wzrost.
Jednym z najważniejszych czynników rzutujących na korzystne postrzeganie surowców jest zniżkujący dolar. Ma to znaczenie szczególnie dla cen miedzi. W tym roku korelacja między kursem dolara a ceną miedzi pozostaje bardzo silna. Pojawia się więc też pytanie o perspektywy dla amerykańskiej waluty. Odpowiedź sprowadza się do tego, czy dojdzie do przełamania przez dolara dołka z końca 2004 r. Na wykresie indeksu wartości amerykańskiej waluty, ważonego obrotami handlowymi, wypadł na poziomie 79,3 pkt. Teraz jesteśmy niecały 1 pkt powyżej. Optymiści powiedzą więc, że wsparcie jest blisko, pesymiści, że w trendach spadkowych nie liczą się wsparcia, a opory.
Równocześnie ważnym elementem wpływającym na kondycję dolara jest drożejąca ropa. Przypomina o problemie deficytu handlowego, na który wpływ mają ceny tego surowca. W tym kontekście uwagę zwracają dwa fakty. Z badań Bloomberga wynika, że optymizm inwestorów na rynku ropy na początku kwietnia był największy od chwili rozpoczęcia takich badań trzy lata temu. Zwolenników dalszej zwyżki notowań było aż 87,5 proc. Wymowne jest wobec tego to, że ropa w ostatnich dniach raczej stała w miejscu, niż drożała. Zwyżka jej ceny zbiega się też w czasie ze zwiększaniem się amerykańskich rezerw tego surowca. Obecnie rezerwy są dokładnie takie same, jak przeciętnie w ostatnich 12 miesiącach. Ten fundamentalny argument więc odpada.