Słabsze wyniki nie odstraszają

Zachowanie S&P 500 przed rozpoczęciem sezonu publikacji wyników finansowych jest najlepsze od trzech lat. Taki optymizm w obliczu znacznego osłabienia tempa poprawy zysków zaskakuje

Aktualizacja: 22.02.2017 08:58 Publikacja: 14.04.2007 11:49

Po sesji z 10 kwietnia kwartalnymi osiągnięciami pochwaliła się pierwsza firma z indeksu DJIA. Był to gigant z branży aluminiowej - Alcoa. Nie rozczarował osiągnięciami, ale nie są one też zbyt miarodajne dla całego rynku. Nie były jednocześnie imponujące - wzrost kwartalnego zysku o 9 proc. w skali rocznej to w końcu nie aż tak dużo. Tym bardziej że spółce sprzyjały wysokie ceny metali. Znaczenie sektora materiałów do produkcji, do którego zaliczany jest koncern Alcoa, jest przy tym relatywnie nieznaczne na amerykańskiej giełdzie. Ma jedynie 3,1-proc. udział w kapitalizacji wszystkich spółek z S&P 500.

Fed patrzy na zatrudnienie

Kluczowe dla oceny rozpoczętego sezonu publikacji wyników za pierwsze trzy miesiące roku mogą się okazać rezultaty spółek finansowych. Nie tylko dlatego, że istnieją uzasadnione obawy o negatywny wpływ załamania na rynku nieruchomości na ich kondycję finansową. Będą się stawać tym bardziej realne, im bardziej rosnąć będzie prawdopodobieństwo spadku cen domów. Firmy z branży finansowej będą też w centrum uwagi z tego względu, że prognozy zysków na I kwartał w ich przypadku są najwyższe. Oczekuje się wzrostu o 9,7 proc. wobec 3,3 proc. dla całego rynku.

Oczywiście branża finansowa to nie tylko banki, czy tym bardziej podmioty udzielające pożyczek hipotecznych osobom o ograniczonej zdolności kredytowej. To również spółki ubezpieczeniowe czy banki inwestycyjne. Nie zmienia to jednak ewidentnej zależności kondycji firm finansowych od dalszego rozwoju sytuacji na rynku nieruchomości.

Z przewidywań wynika, że w tym roku, pierwszy raz od początku zbierania danych o cenach domów na rynku wtórnym, czyli od 38 lat, ich ceny obniżą się. Spadek ma sięgnąć 0,7 proc. Niewielki wzrost (o 0,4 proc.) ma nastąpić w przypadku domów na rynku pierwotnym.

Czy jednak obawy o negatywny wpływ spowolnienia tempa poprawy wyników na kondycję amerykańskiej giełdy nie są przesadzone? Przecież zyski, choć nie w tak szybkim tempie jak wcześniej, ale jednak będą rosnąć. Idące przez ostatnie lata w dół współczynniki wyceny (od połowy minionego roku wskaźnik cena/zysk operacyjny utrzymuje się w strefie 15,7-17,3, czyli na najniższym poziomie od połowy lat 90.) wszak zdawały się przygotowywać rynek na zakończenie znakomitej passy amerykańskich korporacji. Takie założenia mogą okazać się prawidłowe i zwolnienie tempa wzrostu zysku nie odbije się negatywnie na koniunkturze. Jest jednak jeden warunek - bezpieczne inwestycje nie staną się jeszcze bardziej atrakcyjne niż teraz.

To nie jest takie oczywiste. W opublikowanym w ostatnich dniach komunikacie po posiedzeniu Fed wykazano gotowość do podwyżki stóp procentowych ze względu na utrzymującą się wysoką inflację. Groźba jest tym bardziej realna, że utrzymuje się korzystna sytuacja na rynku pracy, a przecież misją Fed, oprócz dbania o stabilność cen i umiarkowane stopy procentowe, nie jest troska o wzrost gospodarczy, tylko właśnie o zatrudnienie.

Wobec tego dopóki słabsze tempo rozwoju gospodarki nie przekłada się na gorszą sytuację na rynku pracy, upatrywanie szans na cięcie stóp w pogarszającej się koniunkturze jest błędne. Tym bardziej że stopy rosną dalej w innych częściach świata, co między innymi przekłada się na spadek wartości dolara. Ten zaś utrudnia zbicie inflacji.

Rentowność stopniowo rośnie

Nic więc dziwnego, że inwestorzy na rynku obligacji w ostatnich tygodniach tracą optymizm i pozbywają się papierów. W efekcie dochodowość dziesiźciolatek zwiźkszyła się od połowy marca z około 4,5 proc. w okolice 4,75 proc. Znalazło to przełożenie na atrakcyjność wycen giełdowych. Różnica między stopą zysku, będącą odwrotnością wskaźnika cena/zysk, a rentownością 10-letnich obligacji zmniejszyła się z ponad 1,4 pkt proc. do 0,9 pkt proc. Nie jest to jeszcze poziom, który wskazywałby na zagrożenie szybkim pogorszeniem notowań. Za taki można byłoby uznać spadek poniżej 0,5 pkt proc.Równocześnie jednak wyraźne zmniejszenie się dysproporcji między zyskownością akcji i obligacji nie pozostawia praktycznie miejsca na wszelkie rozczarowania, czy to dotyczące wyników za I kwartał, prognoz na resztę roku, czy też inflacji i w konsekwencji groźby dalszego ruchu rentowności obligacji w górę.

W takiej sytuacji może trochę zaskakiwać optymizm inwestorów giełdowych, którzy przez 20 kolejnych sesji do rozpoczęcia sezonu wyników wywindowali S&P 500 o 4,8 proc. w górę. Licząc od początku 2004 r., czyli od chwili, kiedy tempo wzrostu amerykańskiej giełdy znacznie wyhamowało w porównaniu z 2003 r. i utrzymuje się na w miarę stabilnym poziomie, był to drugi najsilniejszy taki wzrost. Mocniej przed wynikami rynek rósł w I kwartale 2004 r. Tyle że wtedy gospodarka nie hamowała tak wyraźnie jak obecnie.

W tę atmosferę optymizmu dobrze wpisała się czwartkowa sesja. Sprzedaż w sieciach detalicznych w marcu szła bardzo dobrze, ale tym informacjom towarzyszyły sygnały, że w kolejnych miesiącach może być znacznie gorzej. Szef Wal-Marta, największej sieci handlowej, mówił przy tym, że spełnienie oczekiwań dotyczących zysków będzie wyzwaniem. Inwestorzy to jednak zignorowali.

Gospodarka
Piotr Bielski, Santander BM: Mocny złoty przybliża nas do obniżek stóp
Gospodarka
Donald Tusk o umowie z Mercosurem: Sprzeciwiamy się. UE reaguje
Gospodarka
Embarga i sankcje w osiąganiu celów politycznych
Gospodarka
Polska-Austria: Biało-Czerwoni grają o pierwsze punkty na Euro 2024
Gospodarka
Duże obroty na GPW podczas gwałtownych spadków dowodzą dojrzałości rynku
Gospodarka
Sztuczna inteligencja nie ma dziś potencjału rewolucyjnego