We wtorek o 6 rano pracownicy największego czeskiego producenta samochodów rozpoczną strajk. - Nie ma potrzeby, byśmy dalej prowadzili bezowocne negocjacje z zarządem spółki. Opuszczamy stół rokowań - powiedział wczoraj rano Jiri Hasek, rzecznik związków zawodowych w Skoda Auto.
Walka o płace
Pracownicy domagają się, by podwyżki wynagrodzeń szły w parze z poprawiającymi się wynikami firmy oraz były rewaloryzowane zgodnie z inflacją. Zarząd nie chce przystać na te warunki. W zamian proponował podnieść płace o 7,5 proc. w tym i 2,5 proc. w przyszłym roku. Władze koncernu twierdzą, że dalsza podwyżka płac byłaby dla firmy ciężka do udźwignięcia. Po wczorajszym fiasku w negocjacjach ze związkowcami zarząd wycofał się jednak z tej, jak twierdzi hojnej, propozycji.
W tym roku średnie wynagrodzenie w firmie wyniosło prawie 25 tys. koron (890 euro) i było wyższe niż w ubiegłym o 4 proc. Zyski netto koncernu wzrosły natomiast o 40 proc. Nic więc dziwnego, że związki chcą powiązania płac z wynikami spółki.
- Skoda radzi sobie bardzo dobrze, ale żądania załogi są na zbyt wysokim poziomie - uważaTomas Sedlacek, ekonomista CSOB. - Poza tym to, co zarobi firma, nie jest wyłącznie odbiciem w prostej linii tego, co się dzieje na linii montażowej - dodaje.