Kolejny raz sesja na warszawskim parkiecie przebiegała pod dyktando wydarzeń na świecie. Dobre nastroje na rynkach od Ameryki, przez Azję po Europę, udzielała się GPW. Z tym, że entuzjazmu wystarczyło praktycznie na samo otwarcie. Potem mieliśmy znów głównie spektakl jednego aktora. Był nim KGHM. Z czasem dołączyła do niego TP. W miejscu stały największe banki. Trwała w najlepsze spekulacja akcjami małych spółek, a inwestorzy żywiołowo reagowali na kolejne informacje dotyczące aktywności w sektorze nieruchomości (Jupiter). Rynek sprawia coraz bardziej wrażenie, że nie można na nim stracić, a to zazwyczaj jest na dłuższą metę niepokojący sygnał. Taka sytuacja zachęca nawet dotychczasowych pesymistów do wchodzenia na parkiet.
Łatwość oceny obecnej sytuacji polega na wyraźnym związku tego, co dzieje się u nas, z koniunkturą na świecie. W pierwszej połowie sesji S&P 500 pokonał lutowy szczyt, czym dał znak, że słabość z przełomu lutego i marca była chwilowa. Czy jednak na taki wniosek nie jest za szybko? Marcowa sprzedaż detaliczna była lepsza od prognoz, ale patrząc na same cyfry nie mogła zadowalać. Zwiększyła się w skali roku o 3,8 proc. wobec wzrostu średnio o 5 proc. w ostatnich 12 miesiącach. Po wyłączeniu sprzedaży aut zwyżka wyniosła 3,9 proc. wobec 12-miesięcznej średniej na poziomie 5,9 proc. Aktywność w tym względzie pozostaje więc wyraźnie poniżej przeciętnej. Podobnie było z wynikami Citigroup. Okazały się wyższe od spodziewanych, ale nie zmienia to faktu, że zysk obniżył się o 11 proc. Fundamentalne przesłanki do bicia rekordów hossy były więc trochę wątpliwe. Tym bardziej że ani dolar, ani obligacje nie podzielały wczoraj optymizmu giełdy. Amerykańska waluta wciąż miała się słabo, a ceny papierów skarbowych trochę się podniosły (zmniejszyła się rentowność). Gdyby lepiej postrzegano stan gospodarki USA, reakcja powinna być odwrotna.
Do weryfikacji nastawienia inwestorów mogą skłonić dzisiejsze dane dotyczące inflacji i stanu rynku nieruchomości w Stanach Zjednoczonych. Prawdopodobnie ukształtują nastroje na resztę tygodnia.