Nowe siły wstąpiły w inwestorów po przyznaniu Polsce i Ukrainie prawa do organizacji Euro 2012. Nie da się ukryć, że organizacja tak dużej imprezy będzie dużo znaczyć dla kraju w sensie cywilizacyjnym - natomiast jeśli chodzi o kwestie komercyjne, to sytuacja nie przedstawia się chyba aż tak różowo, jak myśli większość inwestorów. W prasowych artykułach wymieniane są niebotyczne kwoty inwestycji, które będą wiązać się z Euro 2012 - nie wspomina się jednak o tym, że zdecydowaną większość tychże inwestycji i tak trzeba byłoby przeprowadzić m.in. w ramach programów współfinansowanych ze środków unijnych. Tyle że teraz trudniej będzie się tłumaczyć z opóźnień, bo przecież przysłowiowe autostrady trzeba oddać przed czerwcem 2012... To co nowego w aktualnej sytuacji, to budowa bazy sportowej, a także szansa dla szybkiego przyspieszenia rozwoju w branży turystycznej - zwłaszcza w segmencie ekonomicznym. To chyba jednak nie tłumaczy gwałtownego wzrostu cen akcji spółek budowlanych w ciągu ostatniego tygodnia. Prawdę mówiąc, przestałem już orientować się, jak daleko w przód sięgają inwestorzy uzasadniając decyzję o kupnie akcji. Czy czołowa polska firma budowlana może być notowana przy historycznym wskaźniku C/Z na poziomie bliskim 400 i prognozowanym na ten rok ok. 100? Czemu nie. Tymczasem wydaje się, że nie najgorzej na całej sytuacji wyjdą producenci wszelkich materiałów budowlanych, a także - zwykli pracownicy, którym trzeba będzie po prostu podnosić pensję, by - jak to obrazowo napisała jedna z gazet - budowali stadiony polskiego Euro 2012, a nie londyńskich igrzysk olimpijskich zaplanowanych na ten sam rok... Wczorajsza sesja pokazała, że do grona "zwycięzców" należeć też mogą dystrybutorzy stali, natomiast słusznie można obawiać się o rentowność deweloperów, którzy będą musieli coraz silniej konkurować o usługi firm wykonawczych. Gdy oglądam giełdowe tabele, coraz częściej przychodzą mi do głowy porównania z czasami "internetowej hossy", kiedy to inwestorzy dyskontowali bardzo odlegle w czasie zyski portali. Warto też wspomnieć grecką hossę poprzedzającą przyjęcie euro. Szczególnie, że wielu inwestorów obecnych aktualnie na rynku, nie sięga pamięcią aż tak daleko.