Byłoby dobrze, gdybyśmy mieli i mistrzostwa, i euro w 2012 roku

Z wiceminister finansów Katarzyną Zajdel-Kurowską rozmawia Konrad Krasuski

Aktualizacja: 21.02.2017 22:15 Publikacja: 25.04.2007 07:34

Dziś decyzja Rady Polityki Pieniężnej. Większość ekonomistów spodziewa się podwyżki stóp procentowych. Ministerstwo Finansów twierdzi z kolei, że inflacja nie powinna w najbliższych miesiącach przekroczyć 2 proc. Skąd taki optymizm?

Marcowy wzrost inflacji miał charakter jednorazowy, ponieważ wynikał głównie z czynników podażowych - cen paliw i żywności. Pamiętajmy też, że w marcu ubiegłego roku mieliśmy deflację, co automatycznie powodowało przyspieszenie wskaźnika rocznego.

W okresie letnim oczekujemy jednak spadku wskaźnika rocznego, wynikającego zarówno z poprawy sytuacji na rynku żywnościowym (obecne szacunki wskazują na dobre zbiory produktów rolnych), jak i z wysokiej bazy zeszłorocznej (nietypowa wysoka dynamika cen w lipcu i sierpniu 2006 r.).

Wszystkich najbardziej zastanawia, jak rosnąć będą ceny w drugiej połowie roku.

Decydujące dla ścieżki inflacyjnej będą dwa elementy. Pierwszy - ceny żywności w okresie letnim. W ubiegłym roku mieliśmy dużo czynników niekorzystnych, choćby suszę. Nie wiemy, co będzie się działo w tym roku. Jeżeli sytuacja okaże się korzystna (np. plony będą wysokie), to niewykluczone, że potwierdzą się nasze przewidywania i inflacja na koniec roku nie przekroczy celu inflacyjnego. Natomiast jeżeli dojdzie do przyspieszenia cen żywności, to koniec roku może wyglądać nieco inaczej.

Drugim czynnikiem jest popyt konsumpcyjny. Nie wiadomo, jak trwałe okaże się przyspieszenie wzrostu płac i jakie będzie ono miało przełożenie na inflację. Na razie presja popytowa jest nieznaczna, co widać zresztą po wskaźniku inflacji bazowej. Jest on wciąż przy dolnej granicy celu inflacyjnego, na poziomie 1,7 proc.

Różnica między tym wskaźnikiem a dynamiką cen konsumpcyjnych sugeruje, że mamy obecnie do czynienia z szeregiem czynników jednorazowych, podażowych, jednak w dłuższym horyzoncie ta relacja może się pogorszyć, głównie za sprawą przyspieszenia popytu krajowego.

Czy, Pani zdaniem, to argument za tym, by RPP nie spieszyła się z podwyżkami?

Celem RPP jest dbałość o stabilność polskiego pieniądza - tak jest to zapisane w Konstytucji - i to właśnie członkowie RPP podejmują działania przeciwdziałające niekorzystnym tendencjom w sferze pieniężnej. W tym miesiącu członkowie Rady poznają wyniki projekcji inflacyjnej, która będzie dla nich ważnym narzędziem do oceny tego, co może się dziać w dłuższej perspektywie.

Tak naprawdę członkowie RPP wielokrotnie podkreślali, że nie interesuje ich bieżący poziom inflacji, lecz raczej trendy w horyzoncie działania stóp procentowych. Nie znam jednak wyników projekcji inflacyjnej, więc trudno mi jest wypowiadać się na ten temat.

Mimo to prognozy Ministerstwa Finansów są także bacznie analizowane przez rynek...

Znacznie łatwiej jest prognozować w krótkim okresie niż w długim. Przypuszczam jednak, że Narodowy Bank Polski boryka się z takimi samymi problemami - choćby z założeniami dotyczącymi cen żywności.

O tym, jaki będzie wzrost cen w dłuższym horyzoncie, decydują także poczynania rządu - w tym kształt budżetu państwa. Jakie są pierwsze założenia przy projektowaniu ustawy budżetowej na 2008 r.?

Jesteśmy w trakcie przygotowania wstępnych prognoz na przyszły rok. Pierwsze przymiarki będą przed 10 maja, kiedy Komisji Trójstronnej przedstawimy wstępne założenia co do PKB i inflacji na przyszły rok. Tak naprawdę bardziej intensywnie prace analityczne będą prowadzone w czerwcu, a ostateczne założenia makroekonomiczne do ustawy budżetowej gotowe będą we wrześniu.

W tej chwili prognozowanie czegokolwiek na przyszły rok, biorąc pod uwagę, że jeszcze nie jest domknięty pierwszy kwartał, byłby "sufitologią stosowaną". Tak jak inni analitycy i ekonomiści, potrzebujemy więcej czasu i informacji.

Niezależnie od prognoz resort na pewno czyni pewne przymiarki co do przyszłorocznego deficytu budżetu.Sytuacja jest dosyć jasna - mamy kotwicę budżetową, a więc deficyt nie może być wyższy niż 30 mld zł. W tym zakresie nic się nie zmienia.

Nie planujecie Państwo zmniejszenia jego poziomu? Chociażby z uwagi na negatywne opinie płynące z Komisji Europejskiej?

Jak widać, przez ostatnie dwa lata zrealizowany deficyt był niższy niż planowany. I liczymy, że sytuacja w tym roku będzie podobna. Czyli że 30 mld zł jest tylko górnym limitem. Musimy pamiętać o tym, że Ministerstwo Finansów nie może być zbytnim optymistą, dlatego nasze szacunki są zawsze bardzo ostrożne. Z prostego powodu. Wydatki są determinowane, a dochody zależą od sytuacji gospodarczej, nie tylko w Polsce, ale też za granicą. Musimy zatem przedstawić realistyczny scenariusz, który pozwoli wykonać ustawę.

W programie konwergencji - dokumencie, w którym corocznie informujemy Komisję Europejską o stanie i perspektywach polskich finansów, rząd założył, że niedobór sektora finansów publicznych zmniejszy się poniżej 3 proc. dopiero w 2009 r. Czy możliwa jest korekta tej ścieżki z uwagi na wyższy niż zakładano wzrost gospodarczy?

Kolejna aktualizacja Programu Konwergencji w listopadzie 2007 będzie uzależniona od przyjętych przez rząd założeń do projektu ustawy budżetowej na 2008 r., a także kształtu projektu tej ustawy. Jednak nic nie wskazuje na to, aby ścieżka fiskalna uległa większym zmianom.

W ubiegłym tygodniu Polska wraz z Ukrainą wygrała organizację Mistrzostw Europy w Piłce Nożnej Euro 2012. Jak ten fakt może wpłynąć na wyniki budżetu? Czy Ministerstwo Finansów spodziewa się też w kolejnych latach większej presji inflacyjnej?

W tej chwili trudno jest dokładnie oszacować wpływ mistrzostw na polską gospodarkę. Nie znamy jeszcze dokładnie wszystkich kosztów przygotowania tej imprezy i sposobów ich sfinansowania. Także trudno jest jeszcze mówić o tym w sposób precyzyjny. Większość przykładów z historii pokazuje, że wpływ tego typu wydarzeń na gospodarkę jest umiarkowanie pozytywny, ale są również przykłady, gdzie ten wpływ był znikomy.

Z pewnością w krótkim okresie będziemy mieli ożywienie w sektorze usług turystycznych, hotelarskich i restauracyjnych. Również oczekujemy wzrostu inwestycji infrastrukturalnych, przy czym należy pamiętać, że tutaj będziemy mieli do czynienia jedynie z pewnym przyspieszeniem ich realizacji i realokacją, gdyż wydatkowanie funduszy z UE na te cele było już ujęte w planach gospodarczych.

Z drugiej strony musimy pamiętać, że jesteśmy pod presją czasu. Musimy ponieść ogromne koszty, w dużej mierze z funduszy publicznych. To może spowodować pewne napięcia w gospodarce, jak i w budżecie. Możemy mieć do czynienia z presją na wzrost płac i cen, ze zwiększeniem nierównowagi w bilansie handlowym. Niemniej jednak bilans kosztów i korzyści powinien być pozytywny dla naszej gospodarki.

Pojawiły się głosy, że wydatki na Euro 2012 spowodują, że opóźni się przyjęcie przez nas wspólnej unijnej waluty. Że w efekcie wejdziemy do strefy euro dopiero w 2016 r.

Byłoby wspaniale, gdybyśmy mieli "double euro" - Euro jako mistrzostwa i euro jako walutę. Mało jest w historii takich wydarzeń, które w taki sposób się ze sobą łączą. Czy to się nam uda - czas pokaże. Ale w tym momencie nie jesteśmy jeszcze przygotowani na przyjęcie wspólnej waluty. Mamy deficyt przewyższający kryterium fiskalne z Maastricht. Zgodnie z programem konwergencji, możemy spełnić to kryterium dopiero w 2009 r., co otworzy drogę do negocjacji. Pamiętajmy jednak, że to jest długi proces i decyzja zależy nie tylko od nas, ale i od przekonania Komisji Europejskiej co do trwałości pewnych tendencji w polskich finansach i gospodarce.

Rozumiem, że jak na razie Bruksela nie jest przekonana o stabilności naszego wzrostu gospodarczego?

Wątpliwości Komisji Europejskiej nie dotyczą wzrostu gospodarczego, ale raczej stanu finansów publicznych i realizacji ścieżki fiskalnej deklarowanej przez rząd w listopadowej aktualizacji programu konwergencji. Pomimo rewizji prognoz dynamiki PKB do 6 proc. KE ocenia, że w 2007 r. deficyt wyniesie 3,7 proc. PKB, podczas gdy w aktualizacji programu konwergencji deklarowaliśmy 3,4 proc. PKB.

Tymczasem jeszcze w 2004 r. Polska zapowiedziała, że obniży swój deficyt poniżej 3 proc. PKB do 2007 r. Dlatego też do końca sierpnia rząd został zobligowany przez Brukselę do przedstawienia programu naprawczego - czyli planu działań, które pozwolą na obniżenie nadmiernego deficytu do wymaganego poziomu 3 proc. PKB znacznie szybciej, niż planowaliśmy, czyli nawet jeszcze w tym roku.

A może jest tak, że najprostszym posunięciem, by spełnić kryteria unijne, będzie rezygnacja z drugiego etapu redukcji klina podatkowego, polegającej na obniżeniu składek rentowych o 4 pkt proc. z początkiem przyszłego roku?

Tak, ale nie zapominajmy, co jest największą bolączką polskiej gospodarki. Nie są nią wysokie stawki podatkowe ani biurokracja, ani nawet długoletnie procesy sądowe czy egzekucja długów. Badania wśród przedsiębiorców pokazują, że problemem największym są bardzo wysokie pozapłacowe koszty pracy. Od strony rządu jest to z kolei najwyższe w Europie bezrobocie i bardzo niski wskaźnik aktywności zawodowej. W Polsce jedynie 54 proc. ludzi w wieku produkcyjnym pracuje, to powoduje bardzo duże obciążenia fiskalne. Dlatego celem rządu jest stymulowanie rynku pracy tak, by dzięki obniżaniu pozapłacowych kosztów pracy przedsiębiorcy zatrudniali więcej osób. Można z redukcji klina zrezygnować i wtedy zmniejszyć deficyt budżetowy, ale istnieje obawa, że ta nadwyżka dochodów wygospodarowana poprzez znacznie lepszą sytuację gospodarczą zostanie wydatkowana na inne cele, niekoniecznie słuszne.

Co zatem znajdzie się w programie naprawczym?

Wydaje mi się, że jeszcze przedwcześnie, by uchylać rąbka tajemnicy. Na pewno jednak pojawi się w nim reforma finansów publicznych, która jest bardzo istotnym elementem tej układanki.

Czy reforma, co do której są wątpliwości, czy spowoduje zapowiadane 9-10 mld zł oszczędności, może przekonać Brukselę?

Myślę, że tym, co przekona Komisję, będzie wprowadzenie tych reform w życie. Mamy czas do końca sierpnia. Na lipiec zaplanowane jest wdrożenie reformy klina podatkowego, która jest bardzo pozytywnie odbierana przez Komisję Europejską.

Najpóźniej w maju poznamy już pełną wersję reformy finansów publicznych. W sierpniu powinna być uchwalona przez parlament. Komisja była do tej pory sceptyczna, ponieważ dużo mówiliśmy, mało robiliśmy. Teraz może być inaczej.

Wracając do wspólnej waluty. Skoro mogłaby zostać przyjęta w już 2012 r., to czy resort zamierza prowadzić jakąś akcję informacyjną przed planowanym referendum?

Myślę, że powinna być przygotowana wspólna strategia banku centralnego i rządu w sferze edukacyjnej. Funkcjonuje wiele mitów co do wejścia kraju do strefy jednolitego pieniądza. Główne mity dotyczą kwestii cenowych, inflacyjnych.

Dlatego głównym podmiotem, który powinien informować i edukować społeczeństwo o kosztach i korzyściach związanych z integracją ze strefą euro, jest NBP. Wprawdzie takie analizy były już prowadzone, ale bank centralny skoncentrował się wówczas na wzroście PKB.

Dziękuję za rozmowę.

Gospodarka
Donald Tusk o umowie z Mercosurem: Sprzeciwiamy się. UE reaguje
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Gospodarka
Embarga i sankcje w osiąganiu celów politycznych
Gospodarka
Polska-Austria: Biało-Czerwoni grają o pierwsze punkty na Euro 2024
Gospodarka
Duże obroty na GPW podczas gwałtownych spadków dowodzą dojrzałości rynku
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Gospodarka
Sztuczna inteligencja nie ma dziś potencjału rewolucyjnego
Gospodarka
Ludwik Sobolewski rusza z funduszem odbudowy Ukrainy