Analiza wydarzeń na ostatnich dwóch sesjach (30 kwietnia i 2 maja) to dość karkołomne zadanie. Znaczenie ruchów cen skutecznie zmniejszają skromne obroty, które już dawno stały się cechą charakterystyczną "długich weekendów". Co prawda w takich warunkach pojawia się pokusa sztucznego podciągania notowań, ale taka gra zazwyczaj okazuje się skuteczna na krótką metę.
Co ciekawe, ostatnie dwie sesje miały niemal identyczny przebieg jak przed rokiem. Biała poniedziałkowa świeca po wcześniejszych spadkach i następująca po niej środowa sesja o niewielkiej zmienności to niemal kopia sesji z 28 kwietnia i 2 maja ubiegłego roku. Podobnie jak wówczas obroty na obu sesjach były niższe niż zazwyczaj (chociaż przed rokiem w czasie długiego weekendu
i tak były większe niż obecnie,
co wynikało z euforycznej zwyżki WIG20).
Z drugiej strony zwyżki w ostatnich dwóch dniach handlu nie można całkowicie zignorować z kilku powodów. Jednym z nich są kwestie techniczne. Ze strefy wyprzedania wybił się oscylator stochastyczny. To świadczy o tym, że przynajmniej w krótkim terminie szala zwycięstwa przechyliła się w stronę byków. To daje szansę na definitywne zakończenie korekty spadkowej, która nękała WIG20 w ostatnim tygodniu kwietnia. Pozytywnemu rozstrzygnięciu sprzyja zresztą sytuacja średnioterminowa. Indeksowi blue chips brakuje zaledwie 1 proc. do ostatniego szczytu (3649,3 pkt). Zgodnie z kierunkiem trendu bardziej prawdopodobny jest wciąż ruch w górę niż w dół. Tym bardziej że nowe