O tym, że były szef NBP mógłby sprawować ważne funkcje w instytucjach międzynarodowych, mówiono od dawna. Być może przed Leszkiem Balcerowiczem stanie kolejna szansa - już wkrótce może się zwolnić jedno z najbardziej wpływowych stanowisk dla każdego ekonomisty - szefa Banku Światowego.
Problemy prezesa
Kadencja obecnego zarządcy BŚ - Paula Wolfowitza kończy się dopiero w 2010 roku. Ale już teraz były zastępca sekretarza obrony USA ma spore kłopoty w związku z promowaniem w Banku swojej przyjaciółki - Shahy Rizy. Oskarżenia o kumoterstwo i protekcję potwierdził opublikowany wczoraj raport grupy ekspertów, która na polecenie Rady Dyrektorów zajęła się ustaleniem faktów. Dziś dyrektorzy banku przesłuchają samego P. Wolfowitza. Jutro zdecydują o tym, czy postępowanie prezesa wbrew zasadom panującym w BŚ powinno zakończyć się jego odwołaniem.
Dobra cenzurka
Zachodnie media zaczęły więc spekulować, kto może być następcą P. Wolfowitza. Niedzielny "Washington Post" opublikował artykuł byłego dyrektora banku, Moisesa Naima, który twierdzi, że dobrym kandydatem byłby Leszek Balcerowicz, "nie tylko technokrata, ale i sprytny polityk". Nominacji L. Balcerowicza przeszkodzić może jednak jeden dość istotny szczegół: od 1944 r., kiedy powstał Bank Światowy, wszyscy jego prezesi byli Amerykanami. Taki jest efekt niepisanego porozumienia między krajami członkowskimi, a ściślej mówiąc, między USA i państwami Europy. Dzięki niemu to prezydent Stanów Zjednoczonych wskazuje kandydata, którego formalnie zatwierdza 24-osobowa Rada Dyrektorów. Za to kraje europejskie mają prawo wyboru dyrektora wykonawczego Międzynarodowego Funduszu Walutowego (od maja 2004 r. stanowisko to piastuje Hiszpan Rodrigo de Rato y Figaredo).