To, że ZEG opuści grupę Mostostalu Export, można przyjąć już niemal za pewnik. Obserwowane obecnie ruchy wewnątrz grupy kierowanej przez Michała Skipietrowa do złudzenia przypominają kroki, jakie były podejmowane przy okazji wyjścia Mostostalu z inwestycji w Budopol Wrocław czy Elektromontaż Warszawa. I znów akcje giełdowej spółki zależnej zostają wnoszone do innego podmiotu zależnego, który prawdopodobnie zostanie wkrótce sprzedany.
Po co jednak całe to kombinowanie? Czy nie można by po prostu "normalnie" sprzedać akcji ZEG-u? Wbrew pozorom, podejmowane kroki wcale nie komplikują transakcji, tylko ją ułatwiają, szczególnie z punktu widzenia potencjalnego nabywcy. Jest to zatem ukłon Mostostalu w jego stronę. Jeśli bowiem ktoś chce przejąć większościowy pakiet spółki giełdowej, musi, zgodnie z obowiązującymi przepisami, zrobić to w drodze wezwania. Wówczas też przepisy regulowałyby m.in. minimalną cenę, jaką musiałby zaproponować inwestor.
Inaczej ma się sprawa w przypadku przejęcia nie bezpośrednio spółki publicznej, tylko jej właściciela. Cenę w takiej transakcji strony mogą ustalić dowolnie. Prawdą jest, że nabywca nie uniknie ogłoszenia wezwania - wszak stałby się (pośrednio) większościowym akcjonariuszem spółki giełdowej, ale miałby na to aż trzy miesiące. Ponadto, co jeszcze istotniejsze, wezwanie mogłoby dotyczyć jedynie ułamka wszystkich akcji spółki (w przypadku ZEG-u byłoby to 0,5 proc.). Czy takie postępowanie nie jest legalnym omijaniem przepisów? Jest, dlatego też możemy być pewni, że Komisja Nadzoru Finansowego będzie się bacznie przyglądać takim transakcjom.