W śmiałych pomysłach prześcigają się władze centralne i lokalne, które na przemian obiecują coraz bardziej niewiarygodne inwestycje, a przy okazji solennie przyrzekają współpracę w tych działaniach (sic!). Te ustne deklaracje objęły już dużą część autostrad, drogi szybkiego ruchu pomiędzy Wrocławiem, Poznaniem oraz Trójmiastem, drugą linię warszawskiego metra, a także budowę nowych i rozbudowę istniejących stadionów sportowych. Lista się wydłuża, a na jej końcu plasuje się ogólnonarodowe hurra!!!! i nadzieja na liczne pozytywne skutki Euro 2012.
Warto mieć wizytówkę,
czyli tęsknota za dumą narodową
Koronnym przykładem inwestycji na finały Mistrzostw Europy w Piłce Nożnej EURO 2012 ma być Stadion Narodowy w Warszawie. Ma być. Ale czy będzie? Prawdopodobnie to pytanie kołacze się po głowach wszystkich warszawiaków, którzy codziennie mijają Jarmark Europa. Faktycznie, patrząc na obecne zagospodarowanie okolicy ronda Waszyngtona, nasuwa się konkluzja, że gorzej to już chyba być nie może.
Bazar na Stadionie Dziesięciolecia, z którym do tej pory jakoś nikt nie dał sobie rady, nagle ma stać się wizytówką Polski w świecie. Abstrahując od oskarżeń o to, który rząd przyczynił się do obecnej sytuacji, najciekawsze jest obserwowanie nagłego zrywu wszelkiej maści polityków do deklaracji, co będzie na miejscu obecnego stadionu za rok, dwa lata i w 2012 roku. Z jednej strony chciałoby się w to wszystko wierzyć, prawda? Z drugiej strony, praktyka biznesowa pokazuje, że najczęstszym powodem niepowodzeń nie są plany, lecz błędy w ich realizacji. Mimo to zwracam się do decydentów o umiar w szastaniu obietnicami. Szanowni Państwo, odrobinę pokory! Czy nie lepszy jest plan skromny, lecz wykonalny?