Rząd robi, co może, aby przekonać Komisję Europejską, że nie jesteśmy na bakier z unijnymi przepisami. Inaczej polskie firmy energetyczne musiałyby oddać nawet ponad 12 miliardów euro otrzymanej wcześniej pomocy. Jednocześnie jednak ministerstwa skarbu i gospodarki narażają Polskę na inne koszty, bo forsują ustawę, która - zdaniem ekspertów - może być krzywdząca dla niektórych inwestorów. Ci z kolei zapowiadają, że będą się domagać wysokich odszkodowań od naszego kraju.
Ustawa lekiem na całe zło
24 maja Sejm przyjął ustawę, która ma doprowadzić do rozwiązania kontraktów długoterminowych w energetyce (KDT). Ministerstwa gospodarki i skarbu, które nadzorują sektor energetyczny, mają nadzieję, że jeszcze przed wakacjami ustawę podpisze prezydent Lech Kaczyński. W ten sposób od początku 2008 roku mogłyby zniknąć wieloletnie umowy, zawarte w latach 90. między elektrowniami a Polskimi Sieciami Elektroenergetycznymi. Naciska na to Komisja Europejska, która jednoznacznie twierdzi, że KDT-y są niedozwoloną pomocą publiczną. Gdybyśmy ich nie rozwiązali, trzeba oddać to, co elektrownie otrzymały w ramach KDT-ów po naszym wejściu do Unii Europejskiej. A kwota jest niebagatelna. Do końca tego roku wyniosłaby ponad 12 mld złotych. Eksperci, którzy zajmują się rynkiem energetycznym, mówią, że nasze zakłady wytwórcze takiego ciężaru by nie udźwignęły. Już teraz ich potrzeby inwestycyjne szacowane są na kilkadziesiąt miliardów złotych.
Przypomnijmy, że kontrakty długoterminowe gwarantują elektrowniom sprzedaż na wiele lat (po cenach kształtujących się na z góry założonym poziomie). Ponieważ kontraktami długoterminowymi objęto około 50 proc. sprzedawanej obecnie w kraju energii, określane są jako blokada konkurencji na naszym rynku energetycznym. Pod koniec lipca Komisja Europejska ma ostatecznie wypowiedzieć się, czy uznaje je za niezgłoszoną pomoc publiczną. Dlatego rządowi tak zależy na tym, by przed tym terminem prezydent podpisał ustawę o KDT. Nasze szanse na pozytywne rozstrzygnięcie tej sprawy rosną także dzięki temu, że treść przepisów była na bieżąco konsultowana z KE.
Nowe pomysły resortu gospodarki