Po raz kolejny w ciągu kilku dni tąpnęło na giełdach w Chinach. Główny indeks rynków w Szanghaju i Shenzhen CSI 300 spadł o 7,7 proc. Jednak inwestorzy z dojrzalszych rynków wciąż trzymają nerwy na wodzy. Indeksy na giełdach Nowego Jorku, Frankfurtu czy Londynu zaliczyły wczoraj tylko niewielkie spadki. W regionie azjatyckim, m.in. w Tokio i Hongkongu, szły wręcz do góry. Chińska wyprzedaż nie miała wczoraj bezpośredniej przyczyny - to tylko kolejna reakcja na wprowadzoną w zeszłym tygodniu potrójną podwyżkę podatku od transakcji giełdowych. Kursy części spółek, m.in. linii lotniczych Air China, obniżyły się o dopuszczalne 10 procent. Choć chińskie akcje wciąż są bardzo drogie, biorąc pod uwagę współczynnik ich ceny do zysków spółek, to jednak spora grupa analityków twierdzi, że korekta będzie krótka i na pewno nie przerodzi się w bessę, bo globalni inwestorzy mają nadmiar pieniędzy i spory apetyt na ryzyko. Amerykańskie indeksy, które ostatnio seryjnie biły rekordy, zaczęły sesję od spadków rzędu 0,1 proc. Nastroje, poza Chińczykami, trochę popsuła publikacja danych o zamówieniach w fabrykach. Wzrosły w ostatnim miesiącu o 0,3 proc., zamiast spodziewanych 0,7 proc. W efekcie staniały akcje Honeywell International, największego producenta automatyki samolotowej, i koncernu 3M, wytwarzającego pięć tysięcy różnych produktów. Przed głębszymi spadkami rynek uchroniły informacje o kolejnych przejęciach. Papiery XTO Energy zdrożały o przeszło 5 proc. po informacji, że ten producent gazu i ropy razem ze spółką Loews wyłoży 6,5 mld USD na zakup części aktywów firmy Dominion Resources. Do przeceny akcji w Europie Zachodniej przyczyniły się obniżki rekomendacji. Analitycy JP Morgana doradzili sprzedaż papierów instytucji finansowych mocnych w bankowości inwestycyjnej, takich jak Deutsche Bank czy BNP Paribas. Przyczyna? Brak wiary w utrzymanie się świetnych warunków na rynku długu. Przecenione zostały spółki surowcowe.